sobota, 6 lipca 2013

Rozdział 30 OSTATNI - Genialny plan

W sypialni Lary rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę - odparła zaspana kobieta, podnosząc głowę pełną burzy brązowych włosów.
- Na pewno... Można? - Do pokoju wsunął się ostrożnie Winston, rozglądając się niepewnie po ogromnym łóżku, jakby się bał, że zaraz zobaczy Larę nagą czy coś w tym stylu. 
- No pewnie, chodź, chodź. - Uśmiechnęła się Lara i odrzuciła kołdrę, by pokazać, że miała na sobie koszulkę nocną. Winston westchnął z ulgą i podszedł bliżej niej, chciał coś oznajmić, gdy spostrzegł, że w pokoju kogoś brakowało.
- A pana Maykela nie ma w domu? - zdziwił się. Zdążył się już przyzwyczaić, że od niecałego tygodnia Maykel, Cornelia i Amelka mieszkają z nimi i Maykel śpi z Larą. Nawet tego nie ukrywali, bo po co? Często nawet schodzili razem na śniadanie w samym okryciach nocnych.
- Nie, on... Musiał wcześnie gdzieś wyjechać i coś załatwić - odparła Lara, uśmiechając się promiennie. – No, ale mów, coś taki przestraszony? Stało się coś?
 Winston rzeczywiście był lekko zaniepokojony.
- Przyjechał tu wielki biały wóz z jakiejś kliniki... – powiedział, przełykając ślinę.
- Wóz z kliniki? - zdziwiła się Lara. - Chyba nie po mnie? - zażartowała.
- Nie. - Winston wysilił się na uśmiech. - To klinika 
weterynaryjna. – Dodał, znowu poważniejąc.
- Weterynaryjna klinika? Aha! - Lara zerwała się na równe nogi. Na śmierć zapomniała o Jennie, którą tydzień temu jakiś facet miał zawieźć do weterynarza! Jezu, ten pies musiał tu jechać bądź lecieć aż z Chin! Przez Larę przeszedł radosny dreszcz, już widziała uśmiechniętą buzię Amelki! Jednak po chwili kobieta przestała mieć dobre myśli. Winston przecież był przestraszony i smutny. Nie byłby taki, gdyby z psem wszystko było w porządku.
- Nie żyje? - spytała więc Lara bez ogródek.
 - Kto? - zdziwił się Winston.
- Pies, husky, pytam czy nie żyje? - Lara spodziewała się najgorszego.
- A… Więc to panienka wiedziała o tym zwierzęciu? - Winstona zalała fala ulgi. - A ja myślałem, że ci panowie robią nam jakiś głupi kawał!
- To żyje czy nie?! - wkurzyła się już kobieta.
- Ależ tak, żyje, tylko ci panowie położyli go na panienki sofę w przedpokoju! I myślałem, że się pani rozzłości!
- Och Boże, Winston, ty czubku! Przestraszyłeś mnie! – wykrzyknęła Lara, ale staruszek się nie obraził. - To po co masz taką przestraszoną minę?! 
- No, bo to ulubiona kanapa panienki, a teraz będą tam kudły i sierść – tłumaczył się Winston.
- Dobra, dobra. - Lara wzięła głęboki wdech. - A teraz wypad z mojego pokoju, bo chcę się ubrać - powiedziała bezdusznie, a sponiewierany lokaj posłusznie opuścił pomieszczenie.
Kobieta ubrała się szybko, a włosy pozostawiła puszczone luzem. Zbiegła po schodach i ku niewypowiedzianej radości, dostrzegła na swojej sofie Jennę. Pies był prawie cały w bandażach, ale był na tyle silny, aby podnieść głowę, zaszczekać z radości, a im bliżej Lara zaczęła podchodzić, tym bardziej puszysta kitka podnosiła się w górę i opadała, uderzając obicie kanapy - Jenna machała jej ogonem na powitanie. Lara podbiega i oplotła psa ramionami.
- Gratulujemy pani psiaczka, marnie już z nim było, ale udało się. Bardzo silne zwierzę - odezwał się jeden z mężczyzn, którzy przywieźli zwierzę. Nie było sensu wdawać się w dyskusję, że to nie jej pies tylko Maykela.
Lara podziękowała obu facetom, zapłaciła i przyjęła rachunek za operację Jenny - no tak, trzykrotna cena, tak jak obiecała. Musiała jak najszybciej wysłać kasę do tego chińskiego doktorka. Jenna po wypiciu dwóch misek mleka - mleko było jej przysmakiem, o którym Lara dowiedziała się już wcześniej od Maykela, położyła się wygodnie i usnęła. Na pewno też była zmęczona. Lara nie posiadała się z radości, bo wiedziała, jak ogromnie ucieszy się Amelka, gdy ujrzy swojego ukochanego psa.
 Lara ziewnęła i podążyła do swojego pokoju, by przekartkować raz jeszcze listę gości zaproszonych na niedzielę i sprawdzić, czy nikogo nie brakowało. Zbliżały się bowiem wielkimi krokami czwarte urodziny Amelki. Zapowiadała się bardzo huczna uroczystość, bo Lara chciała wynagrodzić malutkiej to, że do tej pory nie miała mamy i urządzić jej prawdziwie królewskie przyjęcie. Ale tutaj mieli też z Maykelem inny genialny plan, w który została wtajemniczona tylko Lilly. Dlatego na liście gości oprócz koleżanek Amelki znalazła się cała rodzina zarówno ze strony Lary, jak i Maykela - od ciotek, kuzynów po dziadków i pradziadków. Także więc rezydencja w niedzielę będzie pełna ludzi.
Lara zeszła na dół i pokazała Amelce listę gości. Mała wgramoliła się Larze na kolana i oświadczyła, że nie miała nic przeciwko całej rodzince, nawet tej, której nie znała od strony Lary, bo ważne przecież są i tak tylko prezenty. A im więcej tym lepiej. Lara wybuchnęła śmiechem i z zainteresowaniem słuchała teraz planów dziewczynki, jak wyobrażała sobie swoje przyjęcie: wszystkie jej koleżanki maiały przyjść w strojach disneyowskich księżniczek, a i ona sama chciała wyglądać jak jedna z nich.
Lara z uśmiechem znalazła się z powrotem w swoim pokoju - nie martwił ją fakt, że na zabawę Amelka zaprosiła prawie same dziewczynki. To taki wiek, w którym małe dzieci czują wstyd płcią przeciwną i lepiej czują się w towarzystwie przedstawicieli takiej samej płci. Zresztą, chłopcy nie mogliby się przebrać za disneyowskie księżniczki, którymi teraz ogromnie fascynowała się malutka.
- Laro? - Obok niej stanęła Cornelia. - Czy mogłabyś zaprosić kogoś jeszcze? - spytała trochę niepewnie, przygryzając wargi. Czyżby była lekko zakłopotana?
 - Cornelia, wpisuj kogo chcesz, nawet mnie nie pytaj - rzekła więc Lara serdecznie. Od chwili przyjazdu tutaj Maykela stała się zupełnie inna, co zauważyli nie tylko ludzie z sąsiedztwa, ale także Zip, Winston i Alister. Była cały czas serdeczna, ciągle się śmiała, czytała Amelce bajki na dobranoc, grzała jej mleko na śniadanie, oglądała z Cornelią brazylijskie seriale, a z Lilly latała po sklepach z ciuchami, bo kobieta miała ogromne zamiłowanie do ładnych sukienek, a o to właśnie chodziło. W ogóle Lara zaczęła spędzać swój wolny czas nietypowo, lecz wciąż aktywnie:
- Co ty, siedzisz przed telewizorem?! - zdziwił się wczoraj Maykel, wracając z pracy po południu. - Chyba zwariowałaś! Wstawaj! Będziemy grać w piłkę.
- Że co proszę? - Lara posłusznie wstała z kanapy, śmiejąc się.
- To proszę! - Maykel rzucił do niej piłkę do koszykówki. Zręcznie ją złapała. - No proszę, refleks masz dobry a nie chcesz grać! Popracujemy nad tym, co nie, chłopaki?
I w tym momencie weszli do domu Will, Sven i Rob.
- Niespodzianka! - krzyknęli. Lara naprawdę się ucieszyła i uścisnęła wszystkich po kolei. Następnie została siłą wyciągnięta z mieszkania i przez całe popołudnie grała w koszykówkę z facetami, łącznie z Zipem. Za każdym trafieniem piłki do kosza przeciwnika, Lara całowała się z Maykelem, co nie uszło uwadze zniecierpliwionych graczy. W tym wyniku często obrywali w głowę rzuconą w nich piłką. Wszystko byłoby dobrze, gdyby rozbrykany Sven nie wpadł na pomysł przewrócenia jej na ziemię i wytarzania w mokrej trawie. Wtedy do akcji wkroczył Maykel i oświadczył, że koniec tej gry, bo Sven zaczyna podrywać jego dziewczynę. Wrócili więc do domu, gdzie razem zjedli obiad naszykowany przez Winstona. Wtedy zjawiła się Amelka i zaczęło być już naprawdę wesoło. Do późnej nocy grali w makao, wciąż dając Amelce wygrać. Mała śmiała się głośno, a później oświadczyła Larze podczas kąpieli, że bardzo ją kocha i chciałaby, aby Lara była z nią zawsze. Czyżby życie Lary naprawdę nabrało wielkiego sensu? Lara czuła, że po prostu chciało jej się żyć i cieszyła się każdymi chwilami, mogąc spędzać czas ze swoimi bliskimi.
- Lara, halo? - Dobiegł ją głos Cornelii. - Mówię coś!
- Tak, co mówiłaś? Och, zamyśliłam się! - śmiała się Lara.
- Bo po prostu chciałabym abyś kogoś zaprosiła, ale nie wiem... No, nie chcę abyś była na mnie o to zła...
- Weź nie chrzań głupot Cornelia, to będzie wielka uroczystość, więc zapraszaj sobie absolutnie kogo chcesz! – Zapewniła ją Lara i dalej przerzucała ciuchy w szafce. Więc Cornelia podeszła do stoliczka i wpisała coś na listę gości. Potem opuściła pokój bez słowa.
Lara chwilę jeszcze układała w szafie ubrania, a potem ruszyła na korytarz. Jednak w połowie, ogarnięta ciekawością, wróciła i zerknęła na listę. I bardzo się zaskoczyła.
Na kartce, pięknym wykaligrafowanym pismem Cornelii widniały napisane dwa wyrazy : KURTIS TRENT. Lara bez słowa wzięła kartkę i ruszyła do pokoju Cornelii. Dziewczyny tam nie było, za to w łazience szumiała woda.
- Corny! Corny! - Lara zaczęła się dobijać. - Kąpiesz się, Corny?!
- No! A co jest? - Dobiegł ją melodyjny głos z łazienki.
- Słuchaj, musimy pogadać!
- Acha! No to właź! W końcu też jesteś babką, żadnych nowości tutaj nie ujrzysz, he, he, he!
Lara weszła do łazienki. Było tu parno i duszno jak w saunie, w powietrzu unosiły się cudowne zapachy różnych perfum, szamponów i innych kosmetyków, a w wannie pełnej gorącej wody leżała jasnowłosa Cornelia. Nawet gdyby Lara nie była babką, to i tak żadnych nowości by nie ujrzała, bo różowa puszysta piana okrywała całe ciało Cornelii, tylko ramiona były widoczne. Lara roześmiała się.
- Znalazłyśmy złodzieja! - Przysiadła na brzegu wanny. - A więc to ty wykradasz Amelce jej pianę do kąpieli!
 - A co ja zrobię, że tylko dla dzieci produkują różową pianę i na dodatek pachnącą truskawkami? - Cornelia też się zaśmiała i wzięła do rąk cały obłoczek puchatej piany. - Czujesz, jak ładnie pachnie, Laruniu? - Mówiąc to, rzuciła ją Larze na twarz.
Lara odskoczyła z udawanym piskiem i wytarła swoją buzię.
- Ty mała suko! - wrzasnęła i zaczęła obrzucać głowę Cornelii pianą z wanny. Dziewczyna krzycząc, wciągnęła Larę do środka w ubraniu. Wanna była tak duża, że na spokojnie zmieściły się w niej we dwie.
- Wyglądamy jak dwie lesby – powiedziała Lara chichocząc i chlapiąc się gorącą wodą.
- I ciul z tym! - odpowiedziała Cornelia i obie zaśmiały się głośno. Po chwili, Cornelia spoważniała.
 - To mów, z czym przyszłaś - zachęciła Larę.
 - Chodzi o listę - wyjaśniła więc Lara. - Listę gości.
- Ach tak... Domyśliłam się - westchnęła Cornelia smutniejąc. - Słuchaj, to go po prostu wykreśl, jak masz coś przeciwko i tyle.
 - Nie o to chodzi, głupia pipo! - Lara rzuciła w Cornelię pianą. - Róbcie sobie co chcecie.  Nie kocham już Kurtisa, przecież wiesz. Ale chciałabym wiedzieć...
Cornelia zarumieniła się i zerknęła w bok.
- Chciałabym wiedzieć, dlaczego akurat jego chcesz zaprosić? – spytała Lara z cwanym, podejrzliwym uśmieszkiem. - Co?
- Bo się chcę z nim spotkać - odpowiedziała Cornelia krótko, wciąż patrząc w bok. - Nie zdążyłam mu wtedy podziękować... No, wiesz za co... - Zaczęła się bawić kosmykiem swoich złocistych włosów, który wysunął jej się z koka upiętego na czubku głowy.
Lara parsknęła śmiechem.
 - Srata - tata - podsumowała, nie wierząc Cornelii ani odrobinę. - Mów sobie co chcesz, ale mnie nie omamisz! - Lara wyszła z wanny. - Po prostu ci się facet podoba i tyle.
 - Nie, to nie tak! - próbowała zaprzeczyć Cornelia.
- Dobra, dobra, kitu mi tu nie wciskaj - śmiała się Lara, wycierając włosy ręcznikiem. - Powiedziałam już, że nie mam nic przeciwko. Tylko trochę się martwię… - Tu Lara westchnęła ciężko.
- Czym? - Cornelia wychyliła się z wanny, uśmiechając szczęśliwa.
- Bo Trent to jest porywczy facet. Boję się, aby nie narobił rozróby na bankiecie.
- A czemu ma robić rozróbę? Co, zazdrosny będzie o to, że to Amelka zdmuchnie świeczki na torcie? – zachichotała jasnowłosa.
- Nie, Corny… - Lara popatrzyła na nią i uśmiechnęła się tajemniczo. - Widzisz... W niedzielę... Nie będą uczczone tylko urodziny Amelki... Ale także...
- Ale także co? - Cornelii omal oczy nie wylecą z orbit, przechyliła się z wanny ciekawsko, mało z niej nie wypadając.
Lara patrząc na nią myślała, czy nie wtajemniczyć i jej do planu. Ale doszła do wniosku, że nie. Im mniej osób wiedziało, tym więcej będzie zaskoku w niedzielę.
 - Po prostu połączymy dwie pewne uroczystości – odparła, wciąż uśmiechając się zagadkowo. - Żegnam panią.
- Ale jakie uroczystości?! No, powiedz mi! - błagała Cornelia.
- Nie, zobaczysz w niedzielę - Lara wyszła za drzwi. Z łazienki dobiegł ją piskliwy krzyk Cornelii, o treści: "Co będzie w niedzielę oprócz urodzin, no weź żesz mi powiedz, ty podła małpo!".
Lara z uśmiechem zeszła na dół i stanęła przy ścianie. W tym miejscu jeszcze wczoraj powieszony był sztylet Xian. Dzisiaj Maykel pojechał z nim, by oszlifowano z niego diament i dopasowano rozmiarami do pierścionka. Lara przypomniała sobie początek słów Cornelii: "Co będzie w niedzielę, oprócz urodzin?" i uśmiechnęła się. Przejechała dłonią po pustym miejscu na ścianie, gdzie powinien wisieć sztylet. Co będzie w niedzielę? Hmm… Otóż w niedzielę stanie na środku sali balowej pośród  gości, popatrzy w oczy Maykelowi i powie mu, jak bardzo go kocha. A on, przy szumie braw i błysku fleszy włoży na jej palec pierścionek z diamentem pochodzącym z rękojeści Xiana.
Xian...rozmarzyła się kobieta. Sztylet nienawiści. Potęguje zło. „Gówno prawda” - Lara wciąż się uśmiechała. – „To tylko mity”. Xian łączy ludzi i rozsiewa miłość. To dzięki niemu spotkała i pokochała Maykela. Xian połączył ich serca, dlatego na pamiątkę tego wydarzenia będzie nosiła pierścionek z klejnotem, pochodzącym właśnie od niego.

Croft podeszła do lustra w przedpokoju. Zaczęła układać włosy, próbując fryzury najlepiej pasujące do kreacji, którą zamówiły już razem z Lilly. Jutro trzeba zgłosić się po ich odbiór. Suknia będzie srebrzysta, z bladoniebieskim spodem, w której wyglądała jak marzenie senne, co zgodnie orzekły projektantki razem z Lilly w tamtym salonie. 
No tak, życie zaczęło się teraz zadziwiająco dobrze układać. Szkoda tylko, że nie było przy niej rodziców, ale na pewno byliby szczęśliwi widząc, że i ona jest szczęśliwa.
Lara Croft westchnęła i wyrwała się z rozmyślań. Czas zająć się sobą i porozsyłać zaproszenia. Zaręczyny odbędą się za niecałe trzy dni.
KONIEC



Chciałam podziękować za niezwykłe wsparcie, jakiego udzielały mi Gosia10 i Lilka11, tak naprawdę to dzięki Wam powstała cała ta opowieść, a teraz mogę się cieszyć czytając ponownie Wasze tak serdeczne komentarze;-*
Dziękuję wszystkim czytelnikom i ogółem osobom odwiedzającym ten blog za poświęcony czas i uwagę;-) Piszcie, co sądzilibyście o dalszej kontynuacji tego opowiadania, poniekąd dowiedziałam się już od dwóch osób wyżej wymienionych, że byłby to dobry pomysł, ale czekam na dalsze opinie na ten temat.

Jeszcze raz dziękuję. Pozostaje mi życzyć tylko miłych wrażeń po przeczytaniu tego opowiadania i pozdrowić Was ciepło. Być może "żegnajcie", a być może "do zobaczenia wkrótce"! ;-*