Było wczesne rano, kiedy w Croft Manor
zadzwonił telefon. Akurat Zip przemieszczał się korytarzem, a ponieważ nie było
nikogo w pobliżu, uznał za stosowne odebrać połączenie.
- Halo? - Rzucił do słuchawki. - Panią domu? He, he,
panie, ona ma tylko w papierach napisane, że jest tutaj panią! W
rzeczywistości, to ona w tej rezydencji bywa gościem! Słucham?
W tym momencie na schodach ukazała się Lara Croft i podsłuchiwała rozmowę, jednocześnie przechylając się przez barierkę.
W tym momencie na schodach ukazała się Lara Croft i podsłuchiwała rozmowę, jednocześnie przechylając się przez barierkę.
- Eee... poprosić ją do telefonu? - Zip zerknął na
nią pytająco. Kobieta energicznie zakołysała orzechowymi włosami, po czym
złożyła ręce i położyła na nich głowę, zamykając przy tym oczy.
- Yyy... śpi - odgadł bezbłędnie Zip.
- No, brawo, zuch chłopak - mruknęła Lara i
podążyła do
kuchni. - Śniadanie! – rozkazała na cały głos.
- Do widzenia. - Zip szybko odłożył słuchawkę. Ruszył do kuchni, gdzie zastał krzątającą się przy kredensie Larę.
kuchni. - Śniadanie! – rozkazała na cały głos.
- Do widzenia. - Zip szybko odłożył słuchawkę. Ruszył do kuchni, gdzie zastał krzątającą się przy kredensie Larę.
- Chcesz? - wskazała wesoło na grzanki, które
właśnie wyskoczyły z tostera.
- A od kiedy ty robisz śniadania? - odpowiedział
pytaniem na pytanie Zip.
- Od kiedy stary strajkuje - rzekła Lara lekko i
zaniosła się chichotem.
- Dobra, gdzie on jest? - Podjął śmiech Zip.
- Kto?
- Ten facet, z którym dzisiaj spałaś, wiem, że
gdzieś tu jest.
- Jaki facet?
- Nie wiem jaki, ale z kimś dzisiaj musiałaś spać,
skoro od rana jesteś w tak dobrym humorze.
- Te twoje dedukcje są do niczego Zip, naprawdę
postaraj się bardziej. -
Lara usiadła za stołem.
- A słuchaj… - Zip usiadł naprzeciwko niej. -
Dzwonił do ciebie jakiś koleś.
- A czego chciał?
- Nie powiedział, czego chciał, prosił tylko o
rozmowę z tobą.
- Grzecznie odmówiłam. - Lara odgryzła kawałek
grzanki - Nie chciało mi się z nim gadać.
- Powiedział, że zadzwoni później. Podał nazwisko.
Jakiś Rouglas.
- Rouglas? Coś mi to mówi. Jakoś znajomo brzmi.
- No, to następnym razem ty odbierzesz telefon. A
swoją drogą, gdzie ten stary - tu Zip miał Winstona na myśli - się zapodział?
- Nie wiem, może na starość postanowił nas opuścić
i zacząć służbę w ciekawszym miejscu.
- Wierz mi, Laro, że ciekawszego nie znajdzie.
Przyjaciele uśmiechnęli się do siebie
radośnie. Zip pomyślał, że Lara częściej powinna się uśmiechać. „Jest taka
śliczna” – powiedział sobie w myślach, obserwując, jak kobieta się oddalała.
- No co, Lara? - szepnęła do siebie Croft - Weź się
do roboty. – To mówiąc, przekroczyła próg siłowni. Pochłonięta męczącym ćwiczeniami, nie usłyszała
dzwonka do drzwi.
Winston powróciwszy z ogrodu (bo tam
przebywał cały ranek), podszedł i pociągnął za klamkę.
- Cześć - przywitał się z nim jakiś czarnowłosy mężczyzna. – Zastałem właścicielkę?
- Cześć - przywitał się z nim jakiś czarnowłosy mężczyzna. – Zastałem właścicielkę?
Winston pochmurnie spojrzał na tego faceta, który
bezczelnie żuł w ustach gumę, a jedną rękę luzacko trzymał opartą o framugę
drzwi.
- Słyszysz mnie, kolego? - Ponowił pytanie
przybysz.
Tego już było za dużo, jak na siły Winstona.
- Proszę zwracać się do mnie per "proszę
pana" albo "panie Winstonie" – oznajmił z cierpką miną.
- A "sługo" mogę? – zaproponował swoją
wersję nowoprzybyły.
- Nie, nie możesz... yyy... znaczy się, nie może
pan, panie...
- Rouglas.
- Panie Rouglas.
- W porządku. Chcę się widzieć z właścicielką. Jest
w domu?
Winston nigdy nie wpychał się w sprawy
Lary, ale nie mógł uwierzyć, by miała
ona mieć do czynienia z tym oto cwaniaczkiem. Już raz pamiętał Kurtisa Trenta,
ten też był cwany. A teraz zjawił się nagle gorszy facet, jeszcze bardziej
cwaniakując, bo już od samego progu.
- A jak nie ma, to co? - spytał więc staruszek
zaczepnie.
- Wiem, że jest. – Brzmiała odpowiedź. - Ale
obejdzie się bez pana szanownej łaski.
- To znaczy?
- To znaczy, że sam ją znajdę. - To mówiąc, obcy
mężczyzna pewnym krokiem wstąpił za próg rezydencji, pomimo protestów Winstona.
- Dzień dobry! – krzyknął na cały głos.
Winston nie zamierzał odpuścić, bał się o Larę. Ten
typ nie powinien się tu kręcić.
- Skąd pan wie, że lady Croft jest w domu? -
zagadnął przybysza podejrzliwie.
- Lady Croft, uuu… - zakwilił radośnie Rouglas -
Jak to brzmi! A czy waćpan odebrał rano telefon? – zapytał.
- Nie.
- A więc nie wie pan, że dzwoniłem. Odebrał jakiś
gość, który mi powiedział, że pani Croft śpi sobie smacznie i nie należy jej
budzić. Stąd wiem, że owa dama na pewno jest w domu. Nie wykiwasz mnie,
dziadku. To co, lecisz po tę panienkę, czy sam mam ją poszukać? - Rouglas
rozejrzał się teatralnie dookoła siebie. - Kurna, a przyznam, że trochę czasu
by mi to zajęło.
- Jest pan niegrzeczny - osądził Winston.
- A to znaczy według pana tak czy nie? Bo wcześniej
zadałem pytanie…
- To nic nie znaczy.
-Dobra waćpan, koniec żartów. - Rouglas nagle spoważniał.
– Szukam jej, bo ją aresztuję. Rozumiesz pan? Lara Croft jest aresztowana,
zabiła dwóch policjantów na służbie, a ja jestem Maykel Rouglas z wydziału
zabójstw. Lady Croft jest posądzona o morderstwo.
- To już drugi raz w tym tygodniu! - zauważył
Winston. Był przestraszony. Lara znowu miała kłopoty! Wiedział, że przybycie
tego mężczyzny nie wróżyło niczego dobrego. Tylko skąd u tego faceta ten
cwaniacki uśmieszek? I te spojrzenie, pewne siebie, wyniosłe… Winston pędził do
Lary na łeb na szyję.
CDN
Łukasz
OdpowiedzUsuńWysłany 10.08.2010 o 11:25
Pierwszy raz spotykam się, aby Winstona nazywano „stary” . Dopiero zacząłem czytać, pierwszy rozdział z głowy. Oczywiście przeczytam całe. W pierwszym rozdziale błędów nie dostrzegłem, płynne dialogi i zapowiadająca się akcja … fajne opo.