W siłowni głośno grała muzyka, a Lara
nieświadoma niczego,
trenowała wspinaczkę na wysokiej ścianie. Nie było szans, by ją wołaniem sprowadzić
na dół. Pomysłowy Winston wyłączył więc muzykę i to w chwili, gdy Lara zamierzyła się do
skoku z drabinki na przeciwległą żerdź. Urwana nagle muzyka, wyrwała ją ze
skupienia i kobieta zamiast chwycić się rękami belki, runęła jak długa na
podłogę. Całe szczęście, że leżał tam materac.
- Cholera jasna! - warknęła Lara, podnosząc się. -
Winston! Czyś ty oszalał, człowieku?! Jeżeli chciałeś mnie zabić, to niestety
się nie udało!
- Lady Croft... przyszedł jakiś mężczyzna - sapał
staruszek. - On mówi, że chce panią aresztować!
- O, proszę… to dlaczego tego nie zrobi? - Na Larze ta informacja nie zrobiła żadnego
wrażenia. - To już drugi raz w tym tygodniu –
zauważyła, zupełnie jak wcześniej Winston. Odgarnęła brązowe włosy z czoła,
zarzuciła na ramiona ręcznik i wyszła na korytarz. Winston podążył za nią.
- Gdzie on jest? - spytała Lara na
głos.
Na korytarzu nie było nikogo.
- Widać sobie żarty stroi, dowcipniś - mruknął
Winston, wkurzony.
- Rzeczywiście dowcipniś. - Lara podniosła ze stołu
kartkę. - Zostawił mi swój numer telefonu. Dziwne.
- Moim zdaniem, ten facet to niezły cwaniak. - Wyraził
swe zdanie Winston. – Nie powinien się tutaj więcej kręcić.
- Tak? No wiesz mój drogi, nikt nie jest idealny.
- To prawda.
- I nie przeszkadzaj mi więcej, gdy ćwiczę.
- Tak jest.
***
Wieczorem, Lara sięgnęła po
telefon. Położyła się wygodnie na łóżku wybiła numer z karteczki. Po chwili,
odpowiedział jej męski głos:
- Tak, słucham?
- Dobry wieczór - odezwała się kobieta po chwili.
- Yhm, dobry.
- Dzwonię do pana, aby się dowiedzieć, czy już cela
jest dla mnie naszykowana i czy już mogę zacząć się pakować? Ah, bo co to było
za przestępstwo? Pobicie paru gliniarzy na służbie? Tak?
Rozległ się śmiech w słuchawce.
- Aha, pani Lara. Rzeczywiście spodziewałem się
telefonu od pani. A, i tak,
z tymi gliniarzami, to dokładnie była ich dwójka i nie pobiła ich pani, tylko
zabiła.
- To niemożliwe! - Ciągnęła żart Lara. - Nic
podobnego. Nie zrobiłabym czegoś takiego!
- Nie jest pani do tego zdolna? - Głos w słuchawce
dalej był wesoły.
- Jestem zdolna do wszystkiego - odparła Lara
przekonująco. - Ale raczej nie miałabym powodu do wykonania takiego zabójstwa.
- Mogła pani ulec zastraszeniu. Ktoś mógł panią do
tego zmusić, grożąc gwałtem bądź zabójstwem.
- Tak, to możliwe. Widzę, że pan się na tym zna i
raczej siedzi w
przepisach prawnych po uszy. Czy mogę teraz wiedzieć z kim rozmawiam?
- No, oczywiście, że w tym siedzę, rozgryzła mnie pani. Jestem Maykel Rouglas, pracuję w FBI, dokładnie to wydział zabójstw.
- No, oczywiście, że w tym siedzę, rozgryzła mnie pani. Jestem Maykel Rouglas, pracuję w FBI, dokładnie to wydział zabójstw.
- Rozumiem – mruknęła kobieta.
- A dzwoniłem do pani rano, nie było odzewu, więc
postanowiłem przyjechać i...
- No właśnie, właśnie. - Przerwała mu Lara. - Co to
za szopki mi pan urządza z tym znikaniem? Najpierw chce się pan ze mną spotkać, a później
się rozmyśla? Ładnie to tak?
- Nie, nieładnie. Bardzo panią za to przepraszam.
Dostałem pilny telefon i musiałem wstawić się w biurze.
- Mógł pan się przynajmniej przywitać.
- Niech mi pani wierzy, że nie było czasu.
Przepraszam raz jeszcze. I tak bardzo ubolewam, że nie mogłem się dzisiaj z
panią zobaczyć.
- Naprawdę?- Lara postanowiła pociągnąć gadkę
dalej, nawet jeżeli nie miałaby ona dalszego sensu. Po prostu miło jej się
gadało z tym tajemniczym facetem.
- Mówię poważnie.
- A co to w ogóle za pomysły z tym aresztowaniem
mnie, co? Przestraszył pan mojego kamerdynera.
Śmiech w
słuchawce.
- Pani kamerdynera? To właśnie on ludzi odstrasza!
Nie było innej opcji, aby
się do pani przedostać, bo ten dziadek by na to nie pozwolił. Musiałem coś
wymyślić i jak widać plan z aresztowaniem był niezły.
- Popieram, sama chwilowo w to uwierzyłam. - Lara
westchnęła ciężko, dając do zrozumienia, że trafił w
dziesiątkę i, że często miewała u siebie takiego typu zdarzenia.
-Uu... ma pani jakieś zatargi z policją? -
zainteresował się natychmiast rozmówca. – Jeśli chodzi o jakieś zabójstwo, to
chyba powinienem coś wiedzieć… - Lara usłyszała stukot wbijanych przycisków na
klawiaturze, z czego wywnioskowała, że mężczyzna znajdował się u siebie w
biurze policyjnym i przeglądał jej akta. I rzeczywiście, po chwili Maykel
odezwał się: - A jest! Co my tu mamy? Afera z Von Croyem. Lara Croft,
podejrzana o zabójstwo Wernera von Croya. Ale wszystko już wyjaśnione 2 lata
temu. Zwykła pomyłka. Coś takiego, aż się nie chce wierzyć, by kobieta
wplątywała się w takie poważne afery.
- A pan zapewne myśli, że tylko mężczyznom wolno
wszystko, prawda? -odparowała Lara.
- Nie, no skądże. Wytrwale wierzę w
równouprawnienie na świecie.
- To się bardzo cieszę. A może teraz przejdźmy do
konkretów. Nie przedłużając: o co chodzi?
- Nie przedłużając, chodzi nam o panią , pani
Croft.
- O, a w czym konkretnie panu przeszkadzam?
Znowu śmiech w słuchawce.
- Nie przeszkadza nam pani, wręcz przeciwnie. Jak
już wspomniałem, pracuję w
dziale zabójstw. Mamy problem. Kilka tygodni temu porwano szefa naszej wyspecjalizowanej
ekipy policyjnej, Normana Millera. Znaleźliśmy go trzy dni temu. Nie
żyje. Ktoś sprytnie podłożył zwłoki pod drzwi domu żony Millera i nadusił
dzwonek. Gdy kobieta wyszła przed dom, widok miała niezbyt ciekawy. Potrafi to
sobie pani wyobrazić,
pani Croft?
- Potrafię, panie Rouglas. W moim zawodzie,
nieżywych ludzi widuję równie często, jak żywych.
- I ja także. Lecz pani Miller chyba nie często
ogląda takie widoki. Teraz leczy się u dobrego psychiatry, niedługo powinna
dojść do siebie…
- I będzie mi pan opowiadał o jej stanie zdrowia? -
Lara przetarła czoło. Dawno odłożyłaby słuchawkę, ale ten mężczyzna miał bardzo
magnetyzujący głos. Wręcz przyciągający. No i ogromny dar do opowiadania.
Postanowiła, że wysłucha go do końca.
- Nie, nie, rozgadałem się. Już przechodzę do
konkretów: ktoś zabił Millera wbijając mu parokrotnie jakieś ostre narzędzie w
ciało. Po dokładnej analizie, udało nam się ustalić, że narzędziem zbrodni był
niejaki starożytny sztylet, nazywany Xian. Dzięki niemu podobno można
przemienić się w smoka…
- Tak, ale gdy tylko ktoś wbije go sobie w serce.
Ja tu jestem archeologiem, panie Rouglas i wiem takie rze... - Tu Lara zdała
sobie sprawę z tego, co przed chwilką powiedział Maykel. - Że co proszę?! - Raptownie
usiadła na łóżku. - Xian?! To ktoś go użył?! Niemożliwe! Szlag by to trafił
nagły!!!
- Co się stało, pani Laro? O co chodzi?
- Znalazłam ten artefakt 3 lata temu! Ukradziono mi
go, ale nie zaprzątałam sobie nim głowy! Nie spodziewałam się, że ktoś jeszcze
go użyje po tym dymie, jaki tam zrobiłam!!! Myślałam, że wytępiłam ochotników
posiadania sztyletu raz na zawsze! Cholera jasna! - Lara podniosła się na równe
nogi i zaczęła chodzić rozgorączkowana po pokoju.
- Spokojnie. Tylko spokojnie, proszę się uspokoić.
Krótko mówiąc, proponuję
pani współpracę z naszą ekipą śledczą, pani Croft. Pani biznesem będzie
odnalezienie sztyletu, a naszym pozostała reszta. Wyszukanie mordercy, jakieś
badania laboratoryjne - to nasza działka.
- Czyli powtórka z rozgrywki sprzed trzech lat –
westchnęła Lara.
- To jak, zgadza się pani na współpracę z
nami?
Kobieta przymrużyła oczy i wzięła długi,
uspakajający wdech.
- Oczywiście - odarła zdecydowanie. - Chętnie
znajdę ponownie ten artefakt dla dobra ludzkości.
- Świetnie. Spotkajmy się jutro, omówimy sobie
wszystko. O której będzie pani miała wolny czas?
- Dopiero po południu. Chcę zajść jeszcze na
otwarcie muzeum.
- Tutaj w mieście? Muzeum Sztuki Majów coś tam?
- Tak, dokładnie.
- No, to świetnie. Ja też zamierzam tam być.
Spotkamy się na miejscu w takim razie.
- Świetnie, więc do jutra.
- Dobranoc.
- Wzajemnie. - Lara odłożyła słuchawkę. W głowie
jej się nie mieściło, że znalazły się jeszcze jakieś czuby, które chciały
posiadać starożytny sztylet, aby nim
zabijać. - Świetna robota - mruknęła Croft do siebie. - Już raz znalazłam ten
sztylet, a teraz zrobię to ponownie. Bułka z masłem.
Położyła się wygodnie do swojego wielkiego łóżka i
zgasiła światło.
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz