- Dzisiaj jest ten wielki dzień! - Szalał po pokoju Will.
Lara
otworzyła oczy i z przerażeniem stwierdziła, że wciąż leżała obok Maykela, a
przed chwilką miała głowę opartą na jego torsie. Do tego, mężczyzna ciasno
oplatał ją swoimi ramionami.
Rozejrzała się po pokoju i stwierdziła, że na szczęście nie byli
jedynymi: Cornelia i Sven spali objęci na kanapie, Lilly chrapała Robowi na
kolanach, a ten spał w fotelu.
Will ganiał po pokoju jak szalony, próbując ich wszystkich dobudzić. Lara
spojrzała przed siebie i aż drgnęła - Marc Miller celował w nią swym zabójczym,
nienawistnym spojrzeniem. Widać było, że był na nią za coś wściekły. Kobieta
oderwała od niego wzrok i uścisnęła ramię Maykela.
- Wstawaj, Maykel – powiedziała mu do ucha. - Pobudka. Zapomniałeś, że dzisiaj jest wasz wielki dzień? Will oznajmia to całemu światu.
- Wstawaj, Maykel – powiedziała mu do ucha. - Pobudka. Zapomniałeś, że dzisiaj jest wasz wielki dzień? Will oznajmia to całemu światu.
Maykel otworzył oczy, rozluźniając uścisk. Lara uniosła się i podparła na
łokciu, wciąż patrząc na mężczyznę. Drugi raz spróbowała wyobrazić sobie, że
obok niej leżał Kurtis. I znowu nie poczuła dawnego podniecenia, dawnej radości. Spostrzegła, że
dziwnie się składało, ale w owej chwili czuła, że cieszy się
obecnością Maykela, a nie Kurtisa przy sobie.
Czarnowłosy
przygarnął ją za talię do siebie, przytulając twarz w jej brzuch.
- Jeszcze chwilkę - mruknął, nie otwierając oczu.
- Jeszcze chwilkę - mruknął, nie otwierając oczu.
Lara
zadrżała. Ujęła twarz Maykela w swoje ręce i delikatnie odsunęła go od siebie.
- Nie na za
dużo sobie pozwalasz, Rouglas? - To mówiąc, pocałowała go w czoło.
- No właśnie? – Zgodził się mrożący krew w żyłach głos. Przed nimi stanął Marc, patrząc z furią na Maykela. - Chyba się pan zapomina, panie Rouglas. Radzę oprzytomnieć. Natychmiast. – Jego głos, przypominał stal. Blondwłosy Marc przeniósł teraz wzrok na Larę: - A pani, niech się lepiej przyszykuje do poszukiwań sztyletu – poradził. - Mówiłem już , że chcę, by go pani odnalazła.
- No właśnie? – Zgodził się mrożący krew w żyłach głos. Przed nimi stanął Marc, patrząc z furią na Maykela. - Chyba się pan zapomina, panie Rouglas. Radzę oprzytomnieć. Natychmiast. – Jego głos, przypominał stal. Blondwłosy Marc przeniósł teraz wzrok na Larę: - A pani, niech się lepiej przyszykuje do poszukiwań sztyletu – poradził. - Mówiłem już , że chcę, by go pani odnalazła.
Larę
zatrzęsło z nerwów.
- A pan mi
nie ma nic do rozkazywania - odparła wściekle. - Nie jestem członkiem pańskiej
ekipy.
- Ale
pracuje pani dla nas - wycedził Marc przez zęby.
- Chyba
się pan myli, bo...
- Lara! - Głos Maykela był surowy i nie znoszący sprzeciwu. - Spokój.
- No, właśnie. Powinieneś nauczyć swoją... Wspólniczkę trzymania języka za zębami w mojej obecności. - Marc oddalił się.
Lara aż
kipiała z oburzenia.
-
Widziałeś go?! Widziałeś?! Będzie mi tu rozkazywał! – pomstowała.
- Uspokój
się. I nigdy więcej nie zwracaj się w ten sposób do Millera. - Maykela głos
wciąż był surowy.
- Co?! On
mi nie ma nic do rozkazywania!
- Ma ci do
rozkazywania. Pracujesz dla naszej ekipy, przyjęłaś nasze zlecenie.
Lara otworzyła usta. Aż trzęsła się z nerwów.
Lara otworzyła usta. Aż trzęsła się z nerwów.
- A ty
co?! – zaatakowała Maykela. - Jeszcze go bronisz?! Oszalałeś?! Dajesz tak sobą
pomiatać?! I dlaczego nie odezwałeś się, gdy on się do nas rzucał?!
- Bo w
przeciwieństwie do ciebie… - Maykel raptownie wstał i cisnął w Larę surowe
spojrzenie. - Umiem panować nad negatywnymi emocjami. - To mówiąc, skierował
się do łazienki.
I tak popsuł się cały ranek. Z romantycznej pobudki w ramionach Maykela
nie zostało nic. Lara, mając grobowy nastrój, czesała się w łazience, Maykel
dopinał wściekły koszulę, Lilly czyściła buty, a Sven siedział w salonie i
reperował spluwę.
- Humory
wszystkim się zryły - podsumował głupio Will.
- Zamknij
się, Willu-debilu! - parsknęła Lilly w jego kierunku.
Zrymowanie
z debilem byłoby dość zabawne, gdyby nie poważny nastrój, jaki otaczał wszystkich.
- Co,
zadowolony jesteś z tego, co robimy?! – kontynuowała oburzona Lilly. – Że…
ten?! Że… no, sam wiesz co!
- Lilly,
hamuj się! - odezwał się Maykel. Był naprawdę mega wkurzony.
- Nie będę
się hamować! – oznajmiła Lilly, wstając. - To nie jest w porządku, Maykel! Sam
dobrze o tym wiesz! Co, pasuje ci, że wiesz w co ją pakujesz?! No i dobrze ci z tym?!
Lara
odłożyła szczotkę w łazience i zamarła. Jaką "ją"? Czyżby kłótnia w
salonie dotyczyła jej samej?
- Czuję
się z tym wystarczająco źle, kurwa mać!!! - Maykel trzasnął rękami o stół. -
Ale to niczego nie zmieni!!! Wiedzieliśmy, co robimy, od samego początku!
- Właśnie!
- wtrąciła się Cornelia. - Ja też myślałam, że przyjdzie mi to łatwiej, a jest
mi bardzo ciężko! Ale nic już nie zmienimy, jest już za późno! Trzeba się z tym
pogodzić!
- Taka
prawda - poparł ją Will.
- Prawda
to jest taka… - Lilly nie zamierzyła odpuścić. - Że to porządna dziewczyna, a
my ją wrednie wrobimy!
- Lilly!!!
- Całe towarzystwo z przerażeniem ryknęło do kobiety.
Lara stała w łazience cała drżąca. Czuła, że chodziło o nią, że Lilly
mówiąc o dziewczynie, którą w coś wrobią, miała ją na myśli. Boże Święty, co
się dzieje? Co oni przeciwko niej knuli?
- Gdzie
ona jest? - Lara usłyszała cichy głos Maykela.
-
Spokojnie, wyszła na dwór, nic nie słyszała - powiedziała uspokajająco
Cornelia.
- Przepraszam, naprawdę nie wiem co się ze mną dzieje… - Głos Lilly załamał się.
- Przepraszam, naprawdę nie wiem co się ze mną dzieje… - Głos Lilly załamał się.
- W
porządku - uspokoił Sven. - Wszystkich nas to dotknęło, musieliśmy wyrzucić z
siebie te emocje. Dajmy spokój i skoncentrujmy się na pracy.
- Racja.
-
Zbierajmy się.
Ktoś energicznie
szarpnął drzwiami od łazienki.
- Cholera,
kto siedzi w tym kiblu tyle czasu?! - wrzasnęła Lilly.
Więc Lara otworzyła drzwi i stanęła w nich, odszukując wzrokiem Maykela.
Gdy ją zobaczył, od razu pojął, że kobieta była w łazience i od początku
wszystko słyszała.
Mimowolnie
podszedł do niej, stając naprzeciwko. Tchórzliwa Lilly gdzieś się zmyła.
- Powiesz
mi, o co chodzi? - spytała Lara, patrząc na Maykela dziwnym spojrzeniem. Oddychała
nierównomiernie, niespokojnie. Była pełna złych przeczuć.
Maykel w
jednej sekundzie znalazł się przy niej i otoczył ją mocno ramionami.
- Nic się nie martw, wszystko będzie dobrze - szepnął, przytulając ją mocno.
- Kogo macie zamiar w coś wrobić, Maykel? Może mi powiesz, co? - Lara wyszarpnęła się z uścisku, patrząc nieufnie na Maykela.
- Nic się nie martw, wszystko będzie dobrze - szepnął, przytulając ją mocno.
- Kogo macie zamiar w coś wrobić, Maykel? Może mi powiesz, co? - Lara wyszarpnęła się z uścisku, patrząc nieufnie na Maykela.
Mężczyzna
groźnie zmienił się na twarzy.
- Często
podsłuchujesz cudze rozmowy? - warknął.
Lara siliła
się na spokój.
-
Odpowiedz - rozkazała.
Mierzyli
się wściekle wzrokiem, jeden drugiego. W końcu, Maykel przerwał ciszę:
-
Ostrzegałem cię na początku, że nie wtrącamy się sobie do biznesu. Nie łam
teraz tej zasady. – I to mówiąc, odwrócił się i wyszedł z pokoju.
Lara dyszała wściekle. Lilly patrzyła na nią
współczująco, jakby chciała ją przed czymś ostrzec. Opiekuńczo
objął Larę ramieniem sympatyczny Sven.
- Nie próbuj tego nawet zrozumieć. – Doradził kobiecie. - Lepiej, żebyś nie wiedziała, co tak naprawdę się tu kręci. - Dodał tajemniczo.
- Nie próbuj tego nawet zrozumieć. – Doradził kobiecie. - Lepiej, żebyś nie wiedziała, co tak naprawdę się tu kręci. - Dodał tajemniczo.
- Powiedz
mi - poprosiła Lara. - Chcę wiedzieć.
- Nie
chciej - rzekła Lilly. - Naprawdę nie chciej.
- I
Maykela w tym biznes, aby to wszystko porządnie zakończyć. – Sven ruszył w
kierunku drzwi. - Ma jeszcze szansę, aby
dobrze to rozegrać.
- Ale
co?!! - Lara trzasnęła rękami o stół. Nienawidziła takich sytuacji. Miała
ochotę zadusić Maykela.
- Przykro
nam, Laro. - Sven i Lilly skończyli gadkę i wyszli, zostawiając ją samą.
Rozdrażniona, zabrała plecaczek i swoje spluwy. Na dworze, z furią weszła
do auta Maykela, trzaskając drzwiami. Jak już wcześniej wspomniałam, miała
ochotę go zadusić. Dyszała ciężko. Na tyle siedziała Cornelia, Sven i Will.
Maykel ruszył z miejsca. Słońce mocno dzisiaj grzało i raziło w szybę.
Mężczyzna włożył na nos ciemne okulary. To nie spodobało się Larze, bo tym
sposobem nie widziała wyrazu jego oczu. Chciała cokolwiek z nich wyczytać,
jakąś podpowiedź do tej tajemniczej rozmowy, którą słyszała rano. Przechyliła
się i z nerwami ściągnęła mu okulary.
Obrzucił
ją niechętnym spojrzeniem, milcząc.
-
Myślałam, że główną podstawą pracy w ekipie, jest szczerość między sobą - warknęła
kobieta, nie mogąc się dłużej powstrzymać.
- Dobrze
myślałaś - odpowiedział jej Maykel powoli. - Ale przeważnie tak bywa tylko w
teorii.
- Dlaczego
coś przede mną ukrywasz?
- Ta
sprawa nie dotyczy ciebie.
- Wydaje
mi się, że dotyczy. Usłyszałam rano, że chcesz kogoś oszukać, a przed chwilką,
że masz jeszcze szansę się z tego wycofać!
Maykel zbladł na twarzy i nerwowo zacisnął ręce na kierownicy.
- Po raz kolejny ci powtarzam, żebyś nie interesowała się nie swoimi sprawami - warknął wściekle.
- Po raz kolejny ci powtarzam, żebyś nie interesowała się nie swoimi sprawami - warknął wściekle.
- To są też
moje sprawy! Pracuję z wami, jak już zdążyłeś mi to rano wypomnieć, więc równie
dobrze to ja mogę ulec temu chytremu spiskowi, który uknułeś!
- Czy ty
oszalałaś, do mocnej cholery?!! Co ty w ogóle wygadujesz?!! Słyszysz
siebie?!! - Maykel już też zaczął krzyczeć, - Uroiłaś sobie jakieś pieprzone
herezje i mimo że nie masz pojęcia o sprawie, to się jeszcze wtrącasz!!!
- To po co się tak denerwujesz, jak nic się nie dzieje?!! Co?!! No, pytam się?!!
- Bo opowiadasz jakieś herezje z kosmosu wzięte!!! I jeszcze masz pretensje!!!
- A skąd wiem, czy ty nie próbujesz mnie przypadkiem zabić, co?!!
- SŁUCHAM???!!!
- To po co się tak denerwujesz, jak nic się nie dzieje?!! Co?!! No, pytam się?!!
- Bo opowiadasz jakieś herezje z kosmosu wzięte!!! I jeszcze masz pretensje!!!
- A skąd wiem, czy ty nie próbujesz mnie przypadkiem zabić, co?!!
- SŁUCHAM???!!!
- Może
planujesz na mnie jakiś zamach, no, dalej, przyznaj się!!! Może jeszcze zdążę
zwiać!!!
Maykel
zaczął głęboko oddychać, próbując się uspokoić. Bardzo trzęsły mu się ręce.
Przetarł dłonią spocone czoło.
- Nie chcę
cię zabijać. Nie mam w tym interesu - mruknął. Głos też mu się trząsł. - I
proszę cię, skończ już z tym tematem na dziś.
Croft posłuchała. Oddychając ciężko, wlepiła wzrok w boczną szybę. Teraz
Maykel prowadził bardzo nieuważnie, nie mógł skupić się na drodze. Raz
zahamował raptownie, bo nie zauważył przed sobą wyjeżdżającego samochodu -
wszystkich zarzuciło do przodu. Potem omal nie wjechał do rowu, bo za mocno
skręcił w zakręt.
Lara zerknęła na niego z ukosa. Widziała, że bardzo był roztrzęsiony.
Zdawała sobie sprawę, że to ona była tego powodem. Żałowała, że zaczęła kłótnię
z Maykelem. Nie powinna go denerwować przed pracą. Chciała to teraz jakoś
odkręcić, szczerze mówiąc, miała ochotę go przytulić albo chociaż uspokajająco
dotknąć jego policzka.
Nie było czasu - nim to zrobiła, podjechali pod zbrojownię. Przestraszona
trójka z tyłu, wysiadła, cicho zamykając drzwi. Lara była im wdzięczna, że nie
odzywali się w trakcie jej kłótni z Maykelem.
- Podwieźć
cię pod ten pałac? - spytał mężczyzna, nie patrząc na nią.
- Nie, tu
wysiądę.
Wysiedli
obydwoje.
- Na pewno
nie chcesz samochodu? - Maykel dalej na nią nie patrzył.
- Na pewno. To jest blisko.
- Na pewno. To jest blisko.
Niebieskooki
zamknął auto.
-
Maykel... posłuchaj... – zaczęła Lara.
- Nie. - Mężczyzna
pokręcił głową. - Lepiej już nic nie mów. Tak będzie lepiej dla nas dwojga.
Lara zdała
sobie sprawę, że to niebezpieczna misja i nie wiadomo, czy spotkają się jeszcze
w tym samym gronie.
- Uważaj na
siebie - powiedziała więc szczerze, bo bardzo chciała, by na siebie uważał.
- I ty też.
- Maykel w końcu spojrzał na kobietę. Wzrok miał dziwny, jakby przestraszony. Jakby
chciał wziąć ją w ramiona i odciągnąć daleko stąd. - To powodzenia. - Z tymi
słowami, oddalił się.
-
Wzajemnie - odparła Lara, czując , że zaczęła popadać w obrzydliwy humor. W
zły, okropny humor, idealny do tego, by wytępiać chińską mafię, która ukradła
sztylet.
Lara Croft
raźno ruszyła przed siebie.
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz