sobota, 6 lipca 2013

Rozdział 12 - Zaproszenie

Trzy godziny później, Lara już bezpiecznie leżała w ramionach Maykela, otoczona prześcieradłami, natarta różnymi kojącymi olejkami i naszpikowana lekami przeciwbólowymi. Zwołali lekarza do hotelu, bo nie chcieli, by kobieta, którą dopiero co odzyskali, znów im przepadła.
Doktor stwierdził rozległe obrażenia na całym ciele, zwłaszcza na plecach, głęboką ranę na biodrze oraz dwa złamane żebra. Maykel nie odstępował Lary ani na krok. Obecnie leżała z głową na jego kolanach, całkowicie przytomna i wesoła. Cieszył ją fakt, że Maykel tak się o nią martwił i troszczył. Pamiętała, jak Kurtis Trent ją opatrywał, gdy była ranna, a potem się nią opiekował.
Wkurzało ją to, mężczyzna zawsze zbierał ochrzany.
Co się jej stało, że cieszyła się teraz z każdego zapytania Maykela o jej stan zdrowia? Że kiedy mówił do niej "kotku", "kochanie", "skarbie", topniała jak masełko na gorącej patelni, a każdy jego dotyk wywoływał rozkoszne dreszcze na ciele.
Uwielbiała jego oczy w nią wpatrzone. Radość ze znalezienia Xiana przeplatała się z radością, że Maykel był przy niej. Dawała mu to odczuć za każdym razem: teraz, gdy leżała mu na kolanach, głaskała jego rękę, którą trzymał przerzuconą przez jej brzuch, a gdy pochylał się, by musnąć wargami jej czoło - oddawała mu pocałunek.

Dwa dni później, Lara już sama wstawała i chodziła, więc z radością wszyscy postanowili, że wrócą do domu. Po szczęśliwym locie, podczas którego Maykel trzymał Larę za rękę, a ona opierała się głową o jego ramię, wszyscy znaleźli się u siebie. Zip i Winston z radością rzucili się ku Larze.
- Winston, zrób jakiś wyśmienity obiad jutro - powiedziała do staruszka przy kolacji. - Zaprosiłam gości.
- Ouu, kogo? Znajomych z pracy? – zainteresował się Zip.
- Tak, właśnie.
 - Pożegnalny obiad, co? - domyślił się ciemnoskóry.
- Dlaczego pożegnalny? – zaskoczyła się Lara.
- No... bo przecież znalazłaś już ten sztylet, więc wywiązałaś się ze swojego zadania. Nie jesteś już im potrzebna.
- Ach... no tak. - Larze przykro zrobiło się na samą myśl o tym, że miałaby już nie widywać Maykela i jego rozbrykanej ekipy. Wiązała z tym facetem pewne nadzieje. Czuła, że coś zajdzie między nimi. I bardzo tego chciała.
***
Następnego dnia, po południu, w Croft Manor zadźwięczał dzwonek do drzwi. Winston, odpicowany elegancko, dumnie je otworzył. Widok za drzwiami, zrobił na nim wrażenie.
 Stał tam Maykel, na którego widok staruszek by się zbytnio nie ucieszył, bo nie przepadał za gościem, lecz ten nie był sam. Obok niego, ufnie przytulając się do jego ramienia, stała najpiękniejsza blondynka, jaką Winston miał okazję kiedykolwiek widzieć. Uśmiechała się miło, tuląc do siebie dziecko - anielską dziewczynkę o długich, kruczoczarnych włosach, opadających kaskadą na plecy i wielkich orzechowo-brązowych oczach. Obraz kochającej się rodziny jak znalazł.
- Proszę do środka! - zaprosił grzecznie Winston, uśmiechając się nawet do Maykela.
Staruszek dopilnował, by goście rozsiedli się w salonie i obiecał przynieść coś do picia. Podczas jego nieobecności, mała dziewczynka z podziwem zwiedzała dom. Odważyła się nawet wejść na schody. Winston dostarczył zamówione picie dla gości.
Mała, z rozwianymi włosami podbiegła do Maykela i oparła się rączkami o jego kolana.
- Tu mieszka jakaś księżniczka? – spytała, ufnie patrząc mu w oczy. Winston zaśmiał się równocześnie z Cornelią i Maykelem.
- Tak, ale ta księżniczka jest jednocześnie moją koleżanką z pracy. - Mężczyzna pocałował dziecko w czoło.
Winston uśmiechnął się ciepło, zafascynowany urodą tej kruszynki.
W tym momencie, do salonu weszła Lara, a Winstonowi opadła kopara. Czy to na pewno była Lara Croft? Po kiego się tak wystroiła, jak na wybieg? Rozpuszczone włosy, ozdobna bluzka, czarne, obcisłe spodnie i....święty pańscy! Makijaż na twarzy! Delikatny, ale makijaż! Co się tu wyprawiało?!

Ale Larze nie zależało na podziwie Winstona. W tym salonie, obecny był jeszcze jeden mężczyzna, który patrzył na nią swym fascynującym spojrzeniem.
Cornelia zrobiła pierwszy krok:
 - Cześć, Laro! - Rzuciła się Larze na szyję, a następnie pocałowała w policzek. - Świetnie wyglądasz! A jak twoje żebra?
- Na swoim miejscu - odparła Lara z uśmiechem.
Wpatrzyła się w oczy Maykela, który wstał i stanął naprzeciwko niej. Mężczyzna, uśmiechając się, pogłaskał Larę po policzku.
- Rozpuściłaś włosy - szepnął, wsuwając w nie jedną rękę. Jego czuły dotyk pozbawił Larę tchu. Chciała, by mężczyzna wziął ją w ramiona i mocno pocałował. Nie w policzek, nie w czoło, jak robił to dotychczas. Pragnęła dotyku jego warg na swoich ustach. Przymknęła oczy, ulegając mu całkowicie. 
Kto wie, do czego by doszło, gdyby nie chrząkający Winston. Maykel uśmiechnął się pobłażliwie i pocałował Larę standardowo w policzek. Lara wściekle zerknęła na staruszka, lecz ten był zajęty patrzeniem na Maykela.
"Czy ten człowiek oszalał?!” - Winston był oburzony. – „Robić takie podchody do naszej Lary przy swojej żonie i dziecku? Jemu naprawdę się coś na łeb rzuciło!"
 - Usiądźcie - zaprosiła Lara.
Maykel usiadł z Cornelią na sofie, a Lara naprzeciwko nich. W tym momencie, zza fotela wychyliła się czarna główka.
- A ty co się tak skradasz? - Maykel wyciągnął dziewczynkę na siłę z ukrycia. - Nie chcesz zapoznać się z księżniczką? - To  mówiąc, mężczyzna objął małą mocno przed sobą.
Lara zaniemówiła. To było najpiękniejsze dziecko jakie kiedykolwiek widziała.
- Jaką księżniczką? - spytała z uśmiechem.
- No, ona twierdzi, że musisz być księżniczką, skoro mieszkasz w takim domu.
- Już tak nie twierdzę! - poinformowała dziewczynka, swym dziecięcym głosikiem. - Już wiem, że nie jest księżniczką! To zwykła ściema!
Wszyscy się roześmiali.
- Skąd niby o tym wiesz? – zachęcał do rozmowy Rouglas.

- No… A gdzie ma sukienkę? Taką długą, do ziemi? Księżniczki nie chodzą w spodniach!
Całe towarzystwo ponownie ryknęło śmiechem, włączając Winstona, który cały czas sterczał w salonie i udawał, że coś tam miesza na tacy, na stoliczku obok siebie.
- To moja kuzynka - poinformował nagle Maykel, wciąż tuląc do siebie dziewczynkę.
Winston zdziwił się niemiłosiernie. Kuzynka?! Więc to nie było jego dziecko?! A więc i ta piękna jasnowłosa nie jest zapewne jego żoną! "Koniec świata” - myślał staruszek.
Lara uśmiechnęła się przyjaźnie do małej:
- Jak się nazywasz, kochanie? - spytała.
 - Amelia - odpowiedziała właścicielka imienia, spoglądając na kobietę niewinnie zza kurtyny swych czarnych, nadziemsko długich rzęs.
- O , jak ślicznie. - ucieszyła się Lara. - Moja mama też się tak nazywała. - Dodała, lekko smutniejąc.
- Ona... nie żyje? - spytała dziewczynka, odrobinę przestraszona. Kobieta pokiwała głową, a na rozumnej, ufnej twarzyczce dziecka, pojawił się przebłysk zrozumienia.
- To musi ci być strasznie smutno - stwierdziła mądrze. - Ja cię rozumiem, bo moja mama też poszła do nieba, wiesz?

Cornelia zaczęła nagle kaszleć, a Maykel poderwał się jak oparzony.
- Tak, tak. - Przerwał rozmowę. - Ale może nie rozmawiajmy teraz o tym. Amelko, może ty pójdziesz się teraz troszkę pobawić, co?
- Dobra. - Dziewczynka w radosnych podskokach skierowała się ku drzwiom, kołysząc czarnymi lokami.
- Ja z nią pójdę - zaofiarował się Winston. - Przypilnuję, by nic sobie nie zrobiła.
- Dziękuję - odparł Maykel i wbił spojrzenie w Larę. - To długa historia - zapewnił kobietę, powracając do tematu, który zapoczątkowała Amelka. - I nie warto jej roztrząsać.
 - Oczywiście, w porządku - odrzekła Lara, wciąż w lekkim szoku. Nie mogła uwierzyć, że ta cudna dziewczynka wychowuje się bez mamy. Lara w jej wieku jeszcze miała matkę. Ile to maleństwo mogło mieć lat? Nie wyżej niż trzy. Lara była ciekawa życiorysu Amelki, ale nie chciała o nic pytać, bo widać było, że Maykelowi sprawiało to ból. Nie chciała go w żadnym wypadku ranić.
Zaczęli rozmawiać o czymś innym. W pewnej chwili, ponownie zjawiła się Amelka z Winstonem, który niósł jakąś księgę pod pachą. Usiedli na fotelu, w kącie salonu. Maleńka wgramoliła się Winstonowi na kolana, a on czytał jej bajkę.
- Ona bardzo lubi słuchać - wyjaśniła Cornelia ciepło, gdy cała trójka przerwała swe rozmowy, by znów skupić uwagę na dziecku.

Lara patrzyła, jak pod wpływem opowiadania, na twarzyczce Amelki zradzał się uśmiech. Najpierw w kącikach ust, tworząc na buzi rozkoszne dołeczki, a potem rozlewając się stopniowo, rozjaśniał całą twarz. Uśmiech tak słodki i uroczy, który Larze był teraz tak dobrze znany. Prześliczny, który ujął ją za serce już kilka miesięcy temu.
- Ale uśmiech ona ma twój, Maykel - westchnęła zafascynowana, nie zdając sobie sprawy z tego, co mówi.
Skapnęła się, że coś jest nie tak, gdy po jej słowach zaległa w salonie grobowa cisza, pełna napięcia. Lara oderwała wzrok od dziewczynki. Maykel patrzył na nią z przerażeniem w oczach, jakby dopuściła się karygodnego występku. A Cornelia zaczęła śmiać się na siłę.
- No, wiesz… - zwróciła się do Lary. - Geny mogły przejść nawet na kuzynkę! - powiedziała, jakby chciała zapewnić o tym najpierw samą siebie.
Maykel też się uśmiechnął, lecz odwrócił szybko wzrok, unikając wzroku Lary.
- Jasne - potwierdziła Croft. Czy Maykel celowo unikał jej spojrzenia? Dlaczego posmutniał? Czy powiedziała coś nie tak? Najwyraźniej stracił dobry nastrój. I tak już było do końca wizyty.
Cornelia nawijała jak najęta, a on czasami z grzeczności się uśmiechał. Jednak większość czasu ignorował ich rozmowę. Był  nieobecny, myślami błądził całkiem gdzie indziej. Lara widziała, że coś z nim nie tak. Nie odzywał się prawie wcale, marszcząc czoło, jakby się czymś martwił.
Cornelia wyszła na sekundkę, odbierając telefon. Lara wykorzystała ten moment, wysuwając rękę przez stół i uścisnęła nią dłoń Maykela.
- Maykel... co się dzieje? - spytała ciepło.
Spojrzał na nią nieuważnie, wybity ze swoich myśli.
- Słucham? - Nawet nie usłyszał, co do niego mówiła.
- Pytam, co się z tobą dzieje, dlaczego tak posmutniałeś? - Kobieta zataczała kciukiem niewidzialne kółeczka na ręce mężczyzny.
- Jestem zmęczony - odpowiedział, siląc się na uśmiech.
Weszła Cornelia, więc Lara cofnęła rękę. I tak nie uwierzyła Maykelowi, coś go po prostu gryzło i nie zamierzył tego nikomu wyjawić.

Wizyta dobiegła końca. Cornelia wyszła z Amelką, pożegnawszy się już z właścicielką. Maykel stanął z Larą przed schodami.
- Chciałbym, abyś spotkała się ze mną w tę sobotę - powiedział, uważnie na nią patrząc. Wyciągnął rękę, wplatając swoje palce w jej dłoń.
- Dlaczego akurat w sobotę? - spytała Lara. Przecież to dopiero za trzy dni!!!
- Dlatego, że w sobotę jest organizowany coroczny bal dla agentów takich jak my. Bardzo huczna i fajna impreza.
- Wątpię, aby zapraszali tam archeologów – zażartowała kobieta, mrużąc oczy.
- Chyba nie zapraszają. - zgodził się Maykel z uśmiechem. - Ale czasami ktoś może zaprosić jakiegoś archeologa w charakterze osoby towarzyszącej, a wtedy już nie mają wyboru. - To mówiąc, Maykel wyciągnął z kieszeni piękną, czerwoną kopertę i podał Larze zaproszenie.

Kobieta, kompletnie zaskoczona, wzięła kopertę do swoich rąk.
Zarumieniona, podniosła oczy na mężczyznę.
- Pójdziesz ze mną na ten bal, Laro? - spytał takim tonem, któremu nie oparłaby się żadna kobieta.
 - W porządku. - Uśmiechnęła się Lara, patrząc mu obiecująco w oczy. - Dziękuję.
 - To ja dziękuję. - Maykel tak jak przy powitaniu, wsunął jej rękę we włosy i delikatnie pocałował w policzek.
Szczerze powiedziawszy, kobieta spodziewała się czegoś więcej w takim momencie.
„Może gdyby wcześniej nie popsuł mu się humor, to w końcu by mnie pocałował tak jak chciałam” – rozmyślała, będąc już w swoim pokoju. Dlaczego tak się zmienił, gdy porównała uśmiech Amelki do jego uśmiechu? Co było w tym złego?
Lara postanowiła, że będzie na przyszłość unikała tematu małej czarnulki. Tymczasem, czas zająć się sobą. Bal już za trzy dni!!! Lara postanowiła, że tym razem Rouglasowi się nie upiecze. Sama, swoją tajną kobiecą bronią zmusi go w sobotę do pocałunku. I być może nie jednego.

***

W samochodzie panowała przerażająca cisza. Maykel prowadził auto pewnie, lecz widać było, że był zdenerwowany. Raz po raz zerkał w lusterko, sprawdzając, czy z Amelką siedzącą na tyle wszystko dobrze.
- Cornelia, ty słyszałaś, co Lara powiedziała przy stole o Amelce? - zagadnął kobietę siedzącą obok siebie. Cornelia przytaknęła ruchem głowy. - Przecież ona musiała zdemaskować, że Amelka jest moją córką, a nie kuzynką.
Cornelia westchnęła.

- Nie zdemaskowała - rzekła uspokajająco. - Tak jej się tylko powiedziało. Co to, Mayke, kuzyni nie mogą mieć podobnych uśmiechów?
- Ona ma moje włosy, moje brwi i mój uśmiech - sprostował Maykel dobitnie. - To chyba dość wystarczająco dowodów.
- Ale oczy ma po Julce. - Ponownie westchnęła Cornelia. - Mayke, Lara nic nie podejrzewa. Dopóki jej sam nic nie powiesz, niczego się nie domyśli.
- Obyś miała rację.
Chwila ciszy.
- A kiedy zamierzasz jej powiedzieć? - spytała cicho Cornelia.
- Nie teraz - uciął Maykel. - Muszę na razie załatwić sprawę z tym sztyletem. Powiem jej... w swoim czasie. Tym się przejmować nie musisz.
- Oby tylko nie było za późno…
CDN


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz