sobota, 6 lipca 2013

Rozdział 18 – „Co ma tu sztylet do rzeczy?”

Tymczasem Lara zakręcała już w lewo, w kierunku domu Maykela, lecz po chwili zmieniła plany i z głośnym piskiem opon wybrała skręt w prawo. Zajechała na podwórko ładnego domu z zielonymi ścianami i w pośpiechu zadzwoniła do drzwi. Po czasie, który dla Lary wydawał się wiecznością, otworzyła jej zaspana kobieta w różowym szlafroku.
- Lara! - wykrzyknęła Lilly radośnie. - Ty już na nogach?! - Widok Lary zgrzanej, z rozwianymi włosami i wciąż będącej w złotej, balowej sukience sprawił, że kobieta zbladła na twarzy. - Co się stało?!! - ryknęła, chwytając ją za ręce.
- M- Maykel, nie dzwonił do ciebie? - Udało się wykrztusić Larze.
- Nie. Co się stało?!!
- Tak myślałam - jęknęła Lara, przytrzymując się futryny. Źle się poczuła.
- Chodź, kochanie! - Lilly na siłę wciągnęła kobietę do środka i posadziła na fotelu w salonie. W progu stanął Rob. Był bez koszulki, tylko w dżinsach i widać było, że też dopiero co wstał z łóżka. Patrzył z niemym przerażeniem na Larę. Lilly kucnęła obok kobiety, opierając ręce na jej kolanach i głaskając uspokajająco.
- Tylko spokojnie, kochanie, powiedz co się stało - powiedziała.
Rob wyszedł do kuchni, by po chwili wrócić z kieliszkiem w dłoni. Nalał do niego jakiegoś trunku i podał Larze.
- Wypij, to pomoże - rzekł ciepło.
Lara wypiła i od razu poczuła się lepiej. Wrócił jej głos.
- Chodzi o Amelkę. Maykel dzwonił do mnie przed chwilą, że została porwana.
Lilly popatrzyła na Roba. Obydwoje mieli w oczach ukryte przerażenie.
- Gdzie jest teraz Maykel? - spytała Lilly.
- U siebie w domu, kazałam mu na siebie czekać.
- Dobrze. - Lilly chwyciła jedną ręką Larę, a drugą Roba i pociągnęła ich za sobą na górę do swojego pokoju. Widać było, że nie chciała teraz rozstawać się z nimi ani na chwilę. - Musimy pojechać z tobą, Lara - powiedziała, wchodząc do pokoju i rzucając ich na kanapę.
- Tak, o to mi właśnie chodziło - potwierdziła Lara.
- To nieprawdopodobne - burczała Lilly, zła. - Do czego tu już dochodzi… - Ściągnęła przy nich szlafrok i zaczęła się ubierać. Larze to nie przeszkadzało, nagość kobiety nie robiła na niej wrażenia - widziała się przecież codziennie w lustrze, a i dla Roba widok swojej żony nagiej pewnie nie był obcy. Lilly zatrzasnęła drzwi szafy i odgarnęła w tył włosy.
- Laro, wybacz, że cię o to spytam, ale muszę coś wiedzieć - rzekła.
"Oho, teraz się zacznie" - pomyślała Lara, będąc pewna, że teraz Lilly spyta o jej noc z Maykelem. Lecz kobieta nie to miała na myśli.
- Czy ty oddałaś Maykelowi sztylet, który znalazłaś ostatnio w Chinach? - Padło pytanie.
- Tak - odparła Lara zaskoczona. - Oddałam kilka dni temu. Poprosił mnie o niego. Doszłam do wniosku, że skoro go już znalazłam, to półek mi zdobić nie musi. Więc podzieliłam się swoją zdobyczą.
- Podzieliłam?- powtórzył wątpiąco Rob.
- Powiem wam coś, ale nie mówcie Maykelowi. - Lara pochyliła się do nich i uśmiechnęła słodko. - Oddałam mu sztylet, ale nie cały. Chyba nie sądzicie, że sobie bym nic nie zostawiła na pamiątkę? Zostawiłam sobie niewielką część Xiana.
- S-słucham? - wyjąkała Lilly, znów blednąc na twarzy. - Chcesz powiedzieć, ze oddałaś Maykelowi niekompletny sztylet?
- Dokładnie! - Lara była zadowolona ze swojego cwanego poczynienia. - Ej, ale spokojnie! - Dodała, widząc miny Roba i Lilly. - Zostawiłam sobie tylko jego malutką część, to tylko mały klejnocik z rękojeści. Maykel pewnie nawet nie zauważył, że czegoś brakuje.
- Dobrze… - Rob oddychał głęboko, starając się uspokoić. - Ale czy bez tego diamencika jest możliwość pozyskania mocy smoka?
- Nie - odpowiedziała Lara, coraz bardziej zaskoczona ich pytaniami. - Do tego potrzeba kompletny sztylet. Ej, ale chyba nie sądzicie, że Maykel chciałby przemienić się w smoka?!!
- Boże! - wrzasnął Rob.
- Jezu! - wrzasnęła jednocześnie Lilly.
Obydwoje rzucili się do siebie i złapali za ręce na środku pokoju.
- To już wszystko jasne, żadne dochodzenie nie jest potrzebne. Wiadomo kto, co i dlaczego - mówił Rob. 
- Odgrażał się, że to zrobi, jak nie otrzyma sztyletu. Trzeba jak najszybciej powiedzieć to Maykelowi!
 - Pewnie już się domyśla czyja to sprawka, Lilly. 
 - Tak, ale nie wie dlaczego on to zrobił! Teraz się dowie!
- Jaki on?! Co się domyśla?! - Podniosła głos Lara. - O czym wy mówicie?!
- Lara! - Rob złapał ją za rękę. - Nie ma czasu, trzeba jak najszybciej jechać do Maykela! - Pociągnął je za sobą i cała trójka wybiegła z domu.

W przeciągu światła, bez pukania, wpadli do domu Maykela.
- Maykel! Maykel! - wrzeszczała Lara, latając po pokojach. - Aha, tu jesteś! - Westchnienie ulgi, gdy go zobaczyła.
Tak jak myślała, mężczyzna był niezdolny do jakiegokolwiek działania               i myślenia. Jego twarz wyrażała i rozpacz i determinację i gniew jednocześnie. Chwiejnym krokiem podszedł do Lary, która chciała wziąć go w ramiona. Jednak ponad jej ramieniem dostrzegł kogoś innego.
- Lilly! - rzucił się ku niej rozpaczliwie, mijając Larę stojącą z wyciągniętymi rękami. - Lilly, dlaczego oni to zrobili?! Jak mogli?! - Szukał u niej odpowiedzi. - Przecież oddałem im sztylet dwa dni temu, wywiązałem się z umowy!
- Jakiej umowy?! Komu oddałeś sztylet?! - Lara coraz bardziej nie rozumiała tej sytuacji.
- Cii… - uciszył ją Rob, obejmując delikatnie za ramiona. - Niech porozmawiają.
- Więc właśnie, Maykel - Lilly wzięła głęboki wdech. - Nie oddałeś im kompletnego sztyletu, ot co.
- Oddałem! Przecież mówię ci do mocnej cholery, że oddałem dwa dni temu!
- Nie, nie oddałeś - upierała się rudowłosa. - A już na pewno nie kompletny.
- Ale jak to?!!
- Tak to. Przed chwilką Lara przyznała, że nie oddała ci sztyletu w całości.
- W tym rozwiązanie zagadki - wtrącił Rob. - Sztylet, który mu dostarczyłeś, najprawdopodobniej nie zadziałał, więc zgodnie z tym czym ci groził sam wiesz kto, porwał twoje dzie.... y, to jest Amelkę porwał, oczywiście.
- Ale jak to niekompletny sztylet... Przecież ja... – Motał się Maykel, odwracając do Lary. - Jak mogłaś to zrobić?!! - krzyknął do niej z wyrzutem. Oczy miał zamglone, pełne bólu. Zachwiał się i gdyby go Rob nie złapał w ostatniej chwili, to upadłby na stół.
- Maykel, hamuj. Pamiętaj, że Lara nic nie wiedziała, nie możesz mieć do niej pretensji o nic - powiedziała Lilly surowo.
- Właśnie, Lara do tej pory nic nie wie! - Zareagowała ostro Lara. Było jej przykro, że Maykel miał do niej jakieś wyrzuty, pomimo tego, że bardzo starała się mu pomóc. - Po co mieszacie do tego ten cholerny sztylet?! Nie powinnyśmy zająć się teraz zniknięciem dziewczynki?!
- Moja kochana - westchnął Rob. - Jedno jest z drugim powiązane ze sobą. Myślę, że dzisiaj zrozumiesz już wszystko. - Lara chciała coś powiedzieć, ale Rob uciszył ją gestem dłoni, kontynuując przemowę: - W tej chwili dzwonię na lotnisko. Trzeba zarezerwować prywatny samolot do Chin, polecieć do siedziby naszego wroga, oddać mu brakującą część i wyjaśnić całe nieporozumienie. On odda ci Amelkę i wszyscy wrócimy z powrotem do domu.
- Dobrze mówisz - poparła go Lilly, wstając. - Dzwoń. A ja zawiadomię resztę ekipy.
 - Okey - Rob oddalił się razem z żoną.
        Maykel usiadł ostatkiem sił na kanapie, a Lara podeszła do niego. Objęła go dwoma ramionami i przytuliła twarz w jego włosy.
- Jesteś na mnie o coś zły? - szepnęła. Mężczyzna objął ją ramieniem w talii.
- Nie, bo to wszystko moja wina – odparł. - Gdybym ci powiedział wszystko od początku, nie doszłoby do tego. - Głos mu się załamał. Jego ciałem wstrząsały dreszcze, pewnie od nerwów i bezsilnego niepokoju o małą. - Tak bym chciał, żeby była tutaj... Tak się boję, że ją zabiją... - mówił ostatkiem tchu, przytulając głowę do Lary ramienia. - Nie przeżyję, jeśli coś jej się stanie...
Lara całowała go w czoło, głaskała po plecach i ramionach. Zastanawiała się, dlaczego mężczyzna jest ledwo żywy i tak odchodzi od zmysłów, martwiąc się o kuzynkę. Wiedziała, że ją kochał, ale czy tutaj nie powinni popadać w obłęd rodzice dziecka? Maykel powiedział, że Amelka nie ma matki, lecz o ojcu nie wspomniał nic, dlaczego więc teraz po niego nie zadzwonią? Czyżby nie martwił się losem swej trzyletniej córeczki? To on powinien teraz umierać ze strachu o nią, a nie Maykel. Lara ciasno oplotła mężczyznę ramionami.
 - Wszystko będzie dobrze – szepnęła. - Nie zabiją jej.
- Laro... - jęknął Maykel. - Musisz mi oddać ten brakujący kawałek. Musisz po prostu, albo… albo zabiorę ci go na siłę! - W jego głosie naprawdę słychać było determinację.
- Oddam, wiesz przecież, jeśli ci to pomoże. Maykel, wyjaśnij mi wszystko. Co ma tu sztylet do rzeczy?
Maykel jęknął i odsunął się od kobiety.
- Nie – odparł. - Nie mogę ci nic powiedzieć.
- Proszę, powiedz. - Kusiła go Lara, mimo wszystko przysuwając się bliżej.
- Nie. Nie mogę.
- Dlaczego? - szepnęła, głaskając go po policzku.
- Bo nie zechcesz mnie znać - odparł, chowając twarz w dłoniach. Naprawdę bardzo cierpiał psychicznie. Lara tak bardzo chciała mu pomóc, ale nie mogła, bo nie wiedziała nawet, o co się rozchodziło. Zrobiło jej się przykro, że Maykel odrzucił po raz kolejny jej pomoc. Zamilkła. Maykel oderwał twarz od swoich rąk i popatrzył na nią.
- Kochanie… - Szepnął, widząc jej smutną buzię. - Tak mi przykro.
- Mi też, Maykel.
- Ale mi bardziej. Tak bardzo chciałbym ci wszystko powiedzieć, ale nie mogę. Uwierz mi, że to zbyt trudne.
- Rozumiem.
- Przysięgam ci, że jeśli odzyskam Amelkę żywą, to wytłumaczę ci wszystko. Bez względu na konsekwencje.
- Przysięgasz?

- Przysięgam, naprawdę. Tylko ją odnajdźmy. - Znów w załamaniu podparł twarz rękami.
- Maykel!!! - Do pokoju wpadł jak bomba Will, w rozpiętej koszuli i w rozczochranych włosach. Maykel z Larą aż podskoczyli do góry. - O, witaj Laro. - Uśmiechnął się do niej Will.
- Cześć - odwzajemniła uśmiech.
- Sorry, że tak późno, ale musiałem brać matki auto, bo moje jest na przeglądzie!
- Okey, ważne, że jesteś.
- To co, jesteśmy już wszyscy? - Will brał sprawy w swoje ręce. Weszli Lilly z Robem. - A gdzie Sven i Cornelia? – Zauważył brakujących Will.
- Cornelia została porwana razem z Amelką. - Wytłumaczył Maykel. - Nie było ich obu, gdy tu przyjechałem... Ale... - Maykel oprzytomniał. - Ale Sven!!! Sven też z nią był!!!
- Właśnie! - zgodziła się Lara. - Wysadzaliśmy ich w nocy przed domem Maykela, byli razem!
- No więc gdzie teraz jest Sven? Czyżby też został porwany? - Każdy usiłował się domyślić.
Jakby chcąc ułatwić im tę zagadkę do salonu wszedł, a raczej wtoczył się chwiejnie wielki, rudy pies.
- Jenna! - Maykel rzucił się ku niemu.

 CDN 

2 komentarze:

  1. Wysłany 19.08.2010 o 08:32 | W odpowiedzi na ~gosia10.

    Hehe bądź dobrej myśli;-) A co do komentarzy to niemożliwe, bo w opowiadaniach widać, że pomysłów w główce to masz w brud więc o to się nie martw;-**

    OdpowiedzUsuń
  2. ~gosia10
    Wysłany 18.08.2010 o 21:46

    No, no…;) Jestem ciekawa co się stanie z Cornelią i malutką… Co raz czarniejsze są moje myśli a tak po za tym TO WSZYSTKO CACY;)[powoli brakuje mi pomysłu na komentarze]:p

    OdpowiedzUsuń