- Laro - zagadnął do
niej słodko Marc. - Przyznam, że twe cwane poczynienie było cwane, doprawdy! -
Ubawił się swą denną gadką. - Ale bardzo mnie zraniłaś. - Tu złapał się za
serce, aby pokazać, jak bardzo cierpiał. - Chyba, że lubisz być takim cwanym liskiem,
co lisiczko? - Mężczyzna przerzucił jej niesforny kosmyk włosów na plecy. Lara
odsunęła się rozdrażniona, dając tym samym do zrozumienia, że nie życzyła sobie
z nim żadnych kontaktów fizycznych.
- O co ci chodzi? - warknęła.
- Jak to o co, gołąbeczku? - Marc udał
zdziwienie. - Kazałem Maykelowi, by odebrał ci sztylet, a ty zrobiłaś mu
świetny kawał i oddałaś mu sztylet z brakującym kawałkiem! Ha, ha, ha, ale nie no,
pomimo, że jestem wkurwiony, bo przez ciebie nie mogę posiąść tej cholernej
mocy smoka, to muszę przyznać… - Marc dusił się ze śmiechu - że to był świetny żarcik, doskonały! - Tu mężczyzna
trącił ją w ramię, jakby naprawdę powiedziała jakiś przezabawny kawał. - Oj, ty
dowcipnisiu! – Marc, wciąż śmiejąc się głupawo, pogroził jej palcem.
- No, jaka dowcipna! - zbiry podzielili
zdanie szefa i zwijali się ze śmiechu.
Jednak dla Lary tylko
jedno było w tej chwili ważne. Pobladła nawet na twarzy.
- Maykel odebrał mi sztylet dla
ciebie? - spytała niedowierzająco. - Abyś posiadł moc smoka?
Marc patrzył na nią, jakby spadła z
kosmosu. Po chwili złapał się teatralnie za serce.
- Boże... On ci nic nie powiedział? –
domyślił się.
- Nie - potwierdziła Lara.
- Nie - potwierdziła Lara.
- Nic ci nie powiedział?!! - Marc
wciąż trzymał się za serce. - Boże, moje biedactwo! Moje biedne dziewczątko,
jak on cię potraktował?! Moje biedniątko! Naprawdę ci nie powiedział, że ta
cała wyprawa po sztylet była od początku ukartowana, a on cię przez cały czas
oszukiwał?!
Lara poczuła, że kolana się pod nią
ugięły.
- No tak, tak… - Kontynuował Marc. -
Ja ci w takim razie opowiem, jak to było, złotko. Więc tak. Otóż, chciałem sobie
mieć moc smoka, ale nie wiedziałem, gdzie może być ten sztylecik. Wynająłem
więc Maykela, aby zatrudnił ciebie. No i Maykel cię wynajął i zmyślił bajeczkę
o zaginionym szefie. Bo tak naprawdę, to ja zabiłem Normana Millera ha, ha, ha,
ha! - Ubawił się. - Bo bracia to są zakały rodziny, zapamiętaj to, skarbeńku – wytłumaczył.
- Jak się ich ma, to trzeba ich tępić. Ale do rzeczy. Maykel cię wynajął, ty
szukałaś sztyleciku dla mnie, abym powybijał ludzkość a Maykel z ekipcią nie
robili dosłownie nic, wiesz, złotko?
Lara patrzyła na Marca, nie będąc w
stanie wydusić z siebie jednego słowa. Coraz bardziej wszystko zaczynała
rozumieć. W chwili obecnej wiedziała jedno - nienawidziła Maykela. Nie chciała
nawet teraz na niego patrzeć.
- W ten dzień, co szukałaś sztyletu w Pałacu Smoka, to myśmy siedzieli w salce obok zamiast rzekomo w zbrojowni i podglądaliśmy cię na telewizorze, jak sobie radzisz. Ja sobie zrobiłem kawkę, a Maykel ci kibicował. Jak jakiś chiński mafioso cię tknął, to Maykeluś wołał tak: "Nie zabijaj jej, psie, bo mnie Marc ukatrupi!" Ha, ha, ha, ha, tak wołał! - Marc ponownie dostał ataku śmiechu.
- W ten dzień, co szukałaś sztyletu w Pałacu Smoka, to myśmy siedzieli w salce obok zamiast rzekomo w zbrojowni i podglądaliśmy cię na telewizorze, jak sobie radzisz. Ja sobie zrobiłem kawkę, a Maykel ci kibicował. Jak jakiś chiński mafioso cię tknął, to Maykeluś wołał tak: "Nie zabijaj jej, psie, bo mnie Marc ukatrupi!" Ha, ha, ha, ha, tak wołał! - Marc ponownie dostał ataku śmiechu.
Lara
nie była w stanie się odwrócić, aby spojrzeć w twarz Maykelowi. Czuła nie tylko
ból, ale i gniew, za to, że tak ją podstępnie przez cały czas oszukiwał. Ale
Marc miał dzisiaj dla niej więcej nowinek, nie poprzestał na jednej.
- Moja Larusiu- kotusiu, dlatego więc rzekłem Maykelowi, że sztylecik ma się znaleźć u mnie w przeciągu tego tygodnia - kontynuował gadkę. - Inaczej pogadam sobie z jego córcią. I tak się też stało. Nie oddał mi sztyletu w całości, więc porwałem jego córcię.
- Moja Larusiu- kotusiu, dlatego więc rzekłem Maykelowi, że sztylecik ma się znaleźć u mnie w przeciągu tego tygodnia - kontynuował gadkę. - Inaczej pogadam sobie z jego córcią. I tak się też stało. Nie oddał mi sztyletu w całości, więc porwałem jego córcię.
To było zbyt dużo dla Lary.
- Córkę?! - ryknęła, tracąc nagle wszystkie
siły. - Córkę?!
- Boże, biedulko... - Marc podszedł do niej i otoczył ramionami. - To ty nie wiedziałaś, że ona jest jego córcią? - Mężczyzna na siłę odwrócił Larę tak, by dostrzegła Amelkę siedzącą razem z ekipą na bombie. Lara nie odpowiedziała. Odwróciła głowę w kierunku Maykela i obdarzyła go nienawistnym spojrzeniem.
- Boże, biedulko... - Marc podszedł do niej i otoczył ramionami. - To ty nie wiedziałaś, że ona jest jego córcią? - Mężczyzna na siłę odwrócił Larę tak, by dostrzegła Amelkę siedzącą razem z ekipą na bombie. Lara nie odpowiedziała. Odwróciła głowę w kierunku Maykela i obdarzyła go nienawistnym spojrzeniem.
- Zapytasz pewno, moja droga… - Marc okręcił ją z powrotem przodem do
siebie. - Dlaczego Maykel mi to zrobił? Prawda? Tak zapytasz?
- Tak - odparła Lara zgodnie z prawdą, bo ciągle się nad tym głowiła.
- Otóż odpowiedź jest prosta. - Marc uśmiechnął się przesłodko. - Ja mu kazałem. A musisz wiedzieć, że Maykuś mi nie podskoczy. Raz podskoczył. Ale to był tylko raz, Larusiu. Później już mu się odechciało do mnie fikać i więcej tego nie robił. Tak go urządziłem, że teraz nie jest mi w stanie odmówić niczego. Wiesz co ja mu zrobiłem, co? Powiedzieć ci?
- Tak - odparła Lara zgodnie z prawdą, bo ciągle się nad tym głowiła.
- Otóż odpowiedź jest prosta. - Marc uśmiechnął się przesłodko. - Ja mu kazałem. A musisz wiedzieć, że Maykuś mi nie podskoczy. Raz podskoczył. Ale to był tylko raz, Larusiu. Później już mu się odechciało do mnie fikać i więcej tego nie robił. Tak go urządziłem, że teraz nie jest mi w stanie odmówić niczego. Wiesz co ja mu zrobiłem, co? Powiedzieć ci?
Lara nie była pewna, czy chciała to
usłyszeć, ale kiwnęła głową.
- Ale ostrzegam cię: to będzie śmieszne! - Marc wybuchnął śmiechem. - Otóż trzy lata temu nasz pan Maykelek brał ślub!!! Dajesz wiarę?! Żenił się!!! Ha, ha, ha, a to frajer, nie?!! - nabijał się Marc, ponownie szturchając Larę w łokieć, jakby chciał i ją zachęcić do śmiania.
- Ale ostrzegam cię: to będzie śmieszne! - Marc wybuchnął śmiechem. - Otóż trzy lata temu nasz pan Maykelek brał ślub!!! Dajesz wiarę?! Żenił się!!! Ha, ha, ha, a to frajer, nie?!! - nabijał się Marc, ponownie szturchając Larę w łokieć, jakby chciał i ją zachęcić do śmiania.
Ale Larze nie było do śmiechu. Była
coraz bardziej przerażona prawdą. Nie wiedziała, że Maykel brał ślub. Nic o nim
nie wiedziała. Tak, doszła do wniosku, że nic nie wiedziała o tym człowieku, z
którym spędziła upojną noc i którego najprawdopodobniej kochała. Ale dalsza
prawda była coraz gorsza.
- Otóż - kontynuował Marc. - Wtedy Maykelek mi
się postawił. Więc ja sobie myślę: „O nie, tak się bawić nie będziemy”!
Hi, hi, hi, ty wiesz, co zrobiłem?!! - Marc był z siebie dumny, cieszył się
kretyńsko. - W dniu ślubu podstawiłem bombę do auta panny młodej!!! Ha, ha, ha,
ha, mówię ci, jak pierdyknęło!!! Było wielkie BOOM i po krzyku! A ludziska
myśleli, że miasto się wali, taki był huk!!! Śmieszne, co?!! - Szef nie mógł
złapać tchu ze śmiechu. - A najzabawniejsze było to, że w tym czasie Maykel
stał przed ołtarzem, czekając na swoją ukochaną, a tu przychodzi gliniarz i
mówi : "Panie, nie będziesz miał pan ślubu, tylko pogrzeb, bo pańską żonkę
wywaliło wraz ze świadkami i matką w powietrze!" Ha, ha, ha, to był udany
numer! - westchnął Marc, żałując, że te czasy już minęły. - No więc mieli
pogrzeb zamiast ślubu, ale chyba tylko symboliczny, bo z żonki ani nawet jeden
włosek nie został! Ha, ha, ha! Już ja się o to postarałem, aby nic nie zostało!
No! - Marc spoważniał na chwilę. - Sama teraz widzisz, że Maykelek tańczy jak
mu zagram, bo moi się o swoją córeczkę, którą w każdej chwili mogę zabić! He,
he, he, a on wie, że jestem do tego zdolny. Ale widzisz cwaniaków? Zdążyli
sobie zrobić bachora przed ślubem! A to cholerne grzeszniki, nie? Bachor
powinien być po ślubie, a nie przed, nie? Ale chuj z tym i tak jest super
śmiesznie, prawda?!! - Marc znów zakwilił radośnie. - Żonka jest trupem, Maykel
mi tańczy jak mu zagram, a Ty... - Tu Marc popatrzył na nią zafascynowany od
góry do dołu, jakby po raz pierwszy widział kobietę. - A ty jesteś tak
bliziutko mnie. - Podszedł do niej, patrząc coraz bardziej pożądliwie i
przejechał jej dłonią po twarzy. - Czas się zabawić - oznajmił.
Lara odsunęła się z
obrzydzeniem. Jej gniew w stosunku do Maykela odrobinę zmalał.
CDN
Wysłany 22.08.2010 o 21:12 | W odpowiedzi na ~gosia10.
OdpowiedzUsuńHehe no to jestem zaszczycona, że jako pierwszą stronę wybrałaś tę;) Miło mi, dziękuję;-*
~gosia10
OdpowiedzUsuńWysłany 22.08.2010 o 00:09
Ja pierdzielę! Co za idiota…(z Marc’a) Bywa czasem że trafi się taki kretyn i będzie między ludźmi wszystko niszczył (uczucia)… No ale już przeczytałam rozdział… Chociaż jestem po chmielakach to i tak pierwszą stronę jaką odwiedziłam to był właśnie ten blog;) A i nie mogę się doczekać Ziperskiego;)