sobota, 6 lipca 2013

Rozdział 24 - "Nie znam hasła, a on mi nie powie!"

Lara teraz więcej współczuła Maykelowi, niż była na niego zła. Przeżył straszną tragedię, o której nawet nie wiedziała i musiał jeszcze słuchać przy wszystkich jak Marc opowiadał prześmiewczo historię o jego tragicznie zmarłej żonie. A właściwie narzeczonej, bo żoną być nie zdążyła.
- Ty potworze - wycedziła przez zęby, patrząc na Marca.
Ale ten świr nie zajarzył obrazy, tylko jeszcze więcej się ubawił.
- Moja piękna – rzekł. - Skończmy już z tym rozpamiętywaniem tej cudownej przeszłości i zajmijmy się sobą. Moje pytanko do ciebie brzmi: kiedy pójdziemy razem na randkę?
- Kiedy świnie będą latać - odparła Lara bez wahania.
- Uuuu… - Marc momentalnie spoważniał na twarzy.
- Uuu… - Podzielili jego zdanie zbiry, też kręcąc głowami.
- Kochanie... W ten sposób się do mnie zwracać nie będziesz, to była bardzo zła odpowiedź. Chcę się tobą nacieszyć skoro już tu jesteś i skoro mam już cały sztylet. - Tu Marc pstryknął palcami i dwoje mafiarzy złapało Larę za ramiona i ku ogólnym jej proteście, rzucili o filar stojący na środku sali. Tam przywiązali jej ręce do tyłu tak, że oplatała nimi kolumnę.
- No widzisz, jak milusio? - Marc podszedł do niej. - Jesteś taka słodka... - Złapał ręką jej podbródek i nim kobieta zdążyła się zreflektować - wpił jej usta do swoich, brutalnie całując. Lara zaczęła się wić, szarpać ale nie miała szans ze związanymi do tyłu rękami. Próbowała go kopnąć, ale trzymał ją za biodra tak mocno, że zwyczajnie nie miała sił, aby się wyrwać. Zresztą i tak nie miała gdzie uciec. Kajdanki na rękach raniły jej skórę od ciągłego szarpania się i napinania.
- Gorzko! Gorzko! Gorzko! - Dopingowali ich zbiry, śmiejąc się głośno i histerycznie. Mieli wyśmienite humory.
 Marc w końcu odkleił się od Lary.
- Ale super, jaaaaa… - zawołał do swych zbirów, w rozkoszy zamykając oczy. Oblizał zachłannie swoje wargi.
Lara stała, dysząc wściekle. Podobnie jak wcześniej Cornelię, żaden mężczyzna nie potraktował jej tak przedmiotowo. Nienawidziła teraz Marca z całego serca, za to, że ośmielił się pocałować ją tak mocno                    i brutalnie na oczach innych, zwłaszcza przy Kurtisie i Maykelu. Kobieta nie była w stanie popatrzyć im teraz w oczy. Marc zrobił z niej pośmiewisko i potraktował jak zabawkę do dawania przyjemności. Przy wszystkich! W Larze zakotłowała się krew, zadusiłaby faceta gołymi rękami.
A Marc wciąż zacieszał gębę.
 - O ja cię! - parsknął śmiechem widząc Kurtisa i Maykela. Obydwaj panowie wychodzili z siebie, jeżeli to ująć delikatnie. Podczas pocałunku, obydwaj zaczęli się rzucać i wyrywać zajadle do przodu, a teraz tkwili w tej samej, zastygłej pozycji: z napiętymi mięśniami, pochyleni do przodu, w każdej chwili gotowi do ataku. Obydwaj mieli w oczach piekło i Marc zdał sobie sprawę, że gdyby tak którykolwiek się jakoś uwolnił - miałby przechlapane. Zabiliby go bez wahania. Byli strasznie rozjuszeni, również dyszeli z wściekłości.
 - Ale masz ochroniarzy! – zawołał szef do Lary. – Ha, ha, ha, patrzcie! Ale ubaw! - Marc mało nie pękał ze śmiechu. No cóż, szkoda , że tylko on się śmiał z własnych, dennych gadek, bo siedzący na bombach byli przerażeni.
- Bawmy się!!! - rozkazał Marc. - Włączcie jakiś music panowie, co to do chuja wafla ma być?!! Stypa?!! W dupie, zraz porozwiązujemy panieneczki i niech nam zatańcują!!! Music do czorta!!!
Jak rozkaz to rozkaz, po chwili jakiś zbir odpalił wielki magnetofon, który trzymał na ramieniu i rozbrzmiała kretyńska muzyczka, w ogóle nie podkreślająca powagi sytuacji (coś na wzór naszych polskich "Majteczek w kropeczki" xD). Wniebowzięte zbiry zaczęli tańczyć w kółeczko pomiędzy bombami i siedzącymi na nich ludźmi. Atmosfera była strasznie wesoła, szkoda, że tylko dla nich.
- A może… - Marcowi rozbłysły oczy. - A może nakręcimy sobie filmik porno?!! - zawołał do Lary, gibając się w takt durnowatej przygrywki z magnetofonu. - Będzie fajnie, tylko, że nie mam kamerki, psia mać!!! - Marc obłapywał się po kieszeniach.
Lara była w szoku. Wierzyła, że stać było na to tego zboczonego psychola. Wiedziała, że był gotów ją tutaj rozebrać na oczach wszystkich do naga. Czuła wzrastające odczucie, którego tak bardzo nienawidziła - strach. Tak, zaczęła naprawdę się bać, co będzie działo się dalej.
Wzrok Marca wylądował na mega wkurzonych Kurtisie i Maykelu.
- Panowie!!!!! - wrzasnął więc do tańczących bandziorów, starając się przekrzyczeć muzykę. - Eeeeeej!!!!
Ten, co trzymał radio, ścisza music pospiesznie, aby szefuncio mógł się wysłowić.
- Przeszukiwaliście tych nadętych knurów? - Wskazał na Maykela i Trenta.
- Tak jest, szefie! - Padła odpowiedź.
- I co przy sobie mieli?
- No ten tutaj… - Jakiś zbir klepnął Kurtisa w ramię. - Miał telefoniczek, zegareczek, notesik i ringo!
- Ringo? - powtórzył niedowierzająco Marc.
 - Tak, ringo! - Bandzior wyciągnął Chirugai, a Trent pomimo całej powagi sytuacji, nie mógł się nie uśmiechnąć słysząc to. Myślał chwilowo, że zbir żartował, ale ten miał tak tępą gębę, iż już teraz Kurtis nie wątpił, iż facet naprawdę myślał, że to było ringo do gry.
- E tam, dupa z tym, dawaj mi jego telefoniczek, poszukam kamerki! - Marc wziął komórkę i zmył się na koniec sali, próbując uruchomić sprzęt.
- Ej… - Kurtis zaczepił zbira, który ukradł mu Chirugai. - Pobaw się tym ringiem z kolegą. Niech on będzie celem, a ty rzucaj mu na głowę. Jak trafisz, to punkt dla ciebie – wyjaśnił, a siedząca obok niego Lilly parsknęła niepohamowanym śmiechem.
 - Ty, to jest niezły pomysł! – powiedział tępy bandzior i zachęcił jakiegoś kumpla do gry. - Ty stój tu, a ja odejdę dalej i będę ci rzucał na łeb, jak trafię, to punkt dla mnie - powtórzył słowa Kurtisa.
- No, rzucaj – zgodził się kumpel, ustawiając się.
 Zbirek rzucił Chirugai w stronę kumpla i oczywiście łeb odpadł tamtemu od razu.
 Lilly nie mogła pohamować śmiechu, gratulując Trentowi pomysłu.
- Z resztą kumpli też możesz się tak pobawić - dodał Sven.
- Przytkać pyski gnoje, zaraz z wami się pobawię!!! - Zbir wyrzucił Chirugai za siebie na podłogę.
- Nie mogę otworzyć tego gówna, no!!! - Marc ze złością trzaskał telefonem o ścianę. - Co za gówno!!!! - Teraz cisnął nim o podłogę, gdzie rozsypał się w drobny mak. - Ciekawe czym ja nakręcę pornola z Larusią jak nie mam kamery?!!
- Szefie, luzik, pan Maykelek miał jeszcze telefoniczek przy sobie!!! - Bandyta rzucił szefowi telefon Maykela.
- I co miał jeszcze? - zapytał inny zbir, w którym Cornelia rozpoznaje kierowcę busa.
 - Notesik, długopisik, portfelik...
 - Portfelik?! - zainteresowało kierowcę. - Zobacz, dużo ma kasy?!
- No! W chuj! - Bandyta wysypał zawartość portfela Maykela i ukazał plik banknotów.
- Panie Johnie, weź pan tu nie rób wioski!!! - krzyknął szef. - Pani Larunia i jej zgraja gotowi pomyśleć, że wy rzeczywiście nie macie kaski!
- No ale ja naprawdę nie mam! - obruszył się John. - Materiały na te bomby troszkę kosztowały! Ha, ha, ha!
- Panie Johnie, jeśli już posiądę moc smoka i mój plan się powiedzie, to dam panu tyle szmalu, że pan będziesz miliarderem do końca życia! - obiecywał Marc. - A telefon jest zahasłowany by go szlag!!! Nie znam hasła, a on mi nie powie!!! - poskarżył się, wskazując na Maykela.
- Tak? - John miał forsę na myśli. - W takim razie... Napierniczajmy się!!! - krzyknął i wyrzucił w górę plik banknotów.
Znów rozbrzmiała muzyka, przy której mafiarze zaczęli rzucać się pieniędzmi.
- A niech szef wpisze coś związanego z Julisią! - podpowiedział jakiś wspólnik swojemu szefowi. - W końcu to jego niedoszła żonka, więc może uczcił ją hasłem!!!
        Maykel zacisnął oczy i odwrócił w bok głowę. Już po chwili doleciał go triumfalny śmiech Marca, bowiem po wpisaniu hasła "Julia" telefon uruchomił się, udostępniając całą swoją zawartość.
- Ale jaja, faktycznie miał ją w haśle!!! - kwiczał Marc na cały głos. - Wpisałem Julka - srulka - pies z podwórka i się otworzyło!! Och, mój skarbie!!! - Marc podleciał teraz do Lary i wziął ją w ramiona, pomimo jej wyraźnego oporu. - Teraz się będziemy kochać aż do rana!!! - obiecał i położył telefon z włączoną kamerą obok. - Zaczniemy może od odrobinki słodkiego bólu, co ty na to? - Mówiąc to, wyciągnął z kieszeni nóż i przystawił go Larze do skroni. - No powiedz, że tak, kochanie… - Sunął nożem w dół, po jej twarzy, szyi, schodził niżej, aż dotarł do jej brzucha. Lara fuknęła groźnie, szarpiąc się w bok, na co Marc zareagował śmiechem - Złotko, jesteś strasznie spięta – osądził. - To może cię trochę rozepniemy? - Mówiąc to, świsnął nożem, rozcinając jej niebieską bluzkę na pół ku krzyku zgrozy, jaki rozległ się na sali. Poły jej bluzki opadły po obu stronach jak kamizelka. Kobieta krzyknęła zaskoczona atakiem i ponownie się szarpnęła. Dziękowała w duchu, ze coś ją dzisiaj tknęło i włożyła pod bluzkę stanik. Inaczej byłaby w bardzo nieciekawej sytuacji, zresztą obecnie nie była w lepszej.
- Mmm... - Marc bezczelnie gapił się w jej biust. Lara aż się nie czuła, tak bardzo chciałaby trzasnąć mu w ryja. Przestała zwracać uwagę na towarzystwo, teraz liczył się tylko ten świr. Lara zastanawiała się gorączkowo, jak tego psychopatycznego zboczeńca nie dopuścić do siebie. I tu był problem - nie mogła wymyślić swojej ucieczki.
Ale Marc już miał we łbie inny pomysł.
 - A teraz ten słodki ból - powiedział i obnażając zęby jak drapieżnik, ponowił ruch nożem, z tą różnicą, że tym razem po skórze. Lara, ponownie zaskoczona atakiem, syknęła z bólu, bo Marc przeciął jej głęboko skórę od szyi po klatkę piersiową. Krew zaczęła lecieć z niej ciurkiem.
- Boli? - spytał Marc z radością i nim zdążyła odpowiedzieć - rzucił się na nią i zaczął zlizywać krew z jej ciała. Znów Lara nie miała szans, by odwieść go od tego pomysłu. Marc oblizywał jej szyję, schodził niżej i żadne jej szarpanie ani próby uderzenia go nie skutkowały. Lara    wiedziała, że to już był chyba definitywny koniec, bo facet nie skończy, póki jej dzisiaj nie przeleci i że gotowy był zrobić to tutaj, przy wszystkich, zwłaszcza przy Kurtsie i Maykelu.
- To ja się może zabawię małą gówniarą!!! - Jakiś bandyta wyciągnął na środek sali Amelkę. - Ściągaj tę kiecę mała, będziemy się całować!!!

Amelka wybuchnęła płaczem na samą wiadomość o tym. Aha, no i nie miała na sobie kiecy, tylko niebieską koszulkę nocną, bo bezduszne zbiry porwali ją w nocy, gdy spała smacznie w łóżeczku. Dziewczynka nawet nie miała na sobie bucików. Ale mafiarz i tak zerwał z niej tą koszulkę, ku uciesze innych zbirów. Mała oczywiście jeszcze nie nosiła stanika. Płacząc, stała pośrodku rozbawionych zbirów w białych majtkach w czerwone serduszka.
CDN

1 komentarz:

  1. ~gosia10
    Wysłany 19.02.2011 o 14:04

    Ja tego rozdziału nie skomentowałam?!?!?!?!?! Tego do którego ciągle wracam?! Boże… Poje*ało mnie doszczętnie… Oczywiście wiadomo, że jest super!!!:):):) I ten Marc.. Chciałabym, żeby ten kretyn powrócił ^^ Oj był tak głupi, że aż mi go szkoda, że zginął:P

    OdpowiedzUsuń