- Ło, ho, ho, ale sexy
majty! - zawołał mafiarz i biorąc Amelkę za ręce, zmusił ją do potańcówy,
podczas gdy Maykel szalał z furii, próbując się wyrwać i pomóc córce. Kolejny
porywacz rozwiązał i tak już ledwo żywą ze strachu Cornelię i zmuszał ją, aby
tańczyła z nim tango na stole. A jeszcze inny podszedł do Lilly i stanął
naprzeciwko niej.
- A cóż to za słodka dziewucha? - spytał i przymierzył się, aby ją rozwiązać. Jednak Lilly w przeciwieństwie do Cornelii nie dała sobą pomiatać - splunęła w twarz zbiorowi, a następnie zasadziła mu kopa z buta. Ponieważ zbir się nad nią pochylał, jej stopa trafiła go prosto w klatę. W tym wyniku zbir poleciał do tyłu z dobre 3 metry.
- Wow... nieźle - pochwalił Kurtis pełny podziwu, siedząc obok niej.
- Dziękuję - odparła Lilly i uśmiechnęła się, jakby chciała powiedzieć "nie takich to już powalałam na ziemię".
- A cóż to za słodka dziewucha? - spytał i przymierzył się, aby ją rozwiązać. Jednak Lilly w przeciwieństwie do Cornelii nie dała sobą pomiatać - splunęła w twarz zbiorowi, a następnie zasadziła mu kopa z buta. Ponieważ zbir się nad nią pochylał, jej stopa trafiła go prosto w klatę. W tym wyniku zbir poleciał do tyłu z dobre 3 metry.
- Wow... nieźle - pochwalił Kurtis pełny podziwu, siedząc obok niej.
- Dziękuję - odparła Lilly i uśmiechnęła się, jakby chciała powiedzieć "nie takich to już powalałam na ziemię".
Więc
mafiarz się przestraszył i więcej do Lilly nie podszedł. Zajął się tańcem z
pozostałymi kumplami. I tutaj widok byłby bardzo idylliczny: muzyka grała,
pieniądze fruwały po pomieszczeniu, zbiry tańczyły, Marc wciąż całował Larę,
tylko przerażone twarze osób siedzących na bombach tu nie pasowały.
- To co... - Syknął wniebowzięty Marc. - Może
posuniemy się trochę dalej? - zaproponował i już chciał przeciąć nożem spodenki
Lary, gdy do pomieszczenia wpadł jakiś spłoszony zbir.
- Szefie, spieprzajmy stąd!!!
Nakryli nas!!!
- Jasny gwint!!! - Marc jak oparzony
odskoczył od Lary. - Kto?!!
- Jakaś inna ekipa, kurwa szefie, ile ich jest!!! Całe stado!!! Nawet jakbyśmy chcieli ich powstrzymać, to nie damy rady!!!
"W samą porę, błagam niech oni tu przyjdą"- myślała Lara gorączkowo.
- Biegną tu, szefie!!! - zawołał inny bandyta, wyglądając przez okno. - Faktycznie jest ich jak mrówków, nie mamy szans!!! Musimy spieprzać helikopterem!!!
- Jakaś inna ekipa, kurwa szefie, ile ich jest!!! Całe stado!!! Nawet jakbyśmy chcieli ich powstrzymać, to nie damy rady!!!
"W samą porę, błagam niech oni tu przyjdą"- myślała Lara gorączkowo.
- Biegną tu, szefie!!! - zawołał inny bandyta, wyglądając przez okno. - Faktycznie jest ich jak mrówków, nie mamy szans!!! Musimy spieprzać helikopterem!!!
Siedzący na bombach zmierzyli
się wzrokiem pełnym nadziei, ale też zdziwienia.
- Skąd jakaś obca ekipa mogłaby wiedzieć, że tu jesteśmy? - szepnęła niedowierzająco Lilly.
- Skąd jakaś obca ekipa mogłaby wiedzieć, że tu jesteśmy? - szepnęła niedowierzająco Lilly.
Tylko Rob uśmiechnął się zwycięsko.
- Nigdy dosyć ostrożności - zwrócił
się do Maykela. - Zapamiętaj sobie, że nigdy nie odrzuca się pomocy.
Maykel mierzył go wzrokiem.
- Zip. - Olśniło go nagle. - Kazałeś Zipowi
brać ekipę i tu do nas przyjechać?!
- Mniej więcej tak. - Rob wciąż się uśmiechał. - Widać, ze gość jest solidny i można na nim polegać.
- Mniej więcej tak. - Rob wciąż się uśmiechał. - Widać, ze gość jest solidny i można na nim polegać.
Pozostała jeszcze jedna kwestia do
wyjaśnienia.
- Skąd oni kurwa wiedzieli, że jesteśmy akurat w tym budynku?!! - wołał Marc rozwścieczony. - Przecież sprytnie się ukryliśmy!!!
- Skąd oni kurwa wiedzieli, że jesteśmy akurat w tym budynku?!! - wołał Marc rozwścieczony. - Przecież sprytnie się ukryliśmy!!!
I to zostało wyjaśnione.
- Prowadzi ich jakiś rudy pies!!! - krzyknął
ten zbir, co wyglądał przez okno. - Najpierw obwąchał motor, a potem ruszył tu
do budynku!!! Cwana bestia pewnie wyczuła nasz trop!!!
- Jenna - szepnął niedowierzająco Maykel.
- Jenna - przytaknęli mu niepewnie
inni.
- Jenna - powtórzyła i Lara pełna nadziei.
I rzeczywiście ku ich
radości i przerażeniu zbirów, po paru sekundach do pomieszczenia wpadła Jenna.
Pies miał wciąż zakrwawiony grzbiet i wydziargane futro, lecz tylną łapę ktoś
przewiązał mu bandażem, co zresztą rozwścieczonemu psu nie przeszkadzało w
ataku. Z całej siły powalił na ziemię pierwszego lepszego zbira i nim kto
zdążył zareagować - rzucił się do jego gardła. Już po chwili facet broczył
krwią z rozgryzionej tętnicy i tracił życie, a husky ruszył do kolejnego
mafiarza. No cóż, psia bohaterka pewnie wytępiłaby w przeciągu światła większą
część zgrai, lecz niestety nie dane jej było pocieszyć się zwycięstwem.
- Ty zapchlony kundlu! - Marc wyciągnął spluwę i wystrzelił do psa. Ten z głośnym skamleniem runął na podłogę, zamieniając się w wielką rudą plamę pomieszaną z własną kałużą krwi.
- Ty zapchlony kundlu! - Marc wyciągnął spluwę i wystrzelił do psa. Ten z głośnym skamleniem runął na podłogę, zamieniając się w wielką rudą plamę pomieszaną z własną kałużą krwi.
Maykel skrzywił się. Nie
miał pojęcia, ile jeszcze razy Marc zdoła skrzywdzić w życiu jego córkę. Bo
biedna Amelka bardzo płakała, musząc patrzeć na śmierć swojego ulubionego
zwierzątka.
- Odpalać zegar, kurwa!!! Już!!! -
Marc odkuł Larę, rzucił ją na bombę i mocno przywiązał. Podobny los
spotkał uwięzioną na chwilę Amelkę i Cornelię. Zegar ruszył. - Nigdy
nie byłem stały w uczuciach! - powiedział Larze Marc na odchodnym i wybiegł z
pomieszczenia.
- Pa, miłego lotu w kosmos!!! – Życzyli mafiosi, wybiegając z pomieszczenia. Wszyscy opuścili salę, zamykając za sobą ciężkie drzwi.
- Pa, miłego lotu w kosmos!!! – Życzyli mafiosi, wybiegając z pomieszczenia. Wszyscy opuścili salę, zamykając za sobą ciężkie drzwi.
- Aaaaaaa!!! - Teraz to już jest istna wieża
Babel: wszyscy wrzeszczeli, próbowali się wydostać, lecz wszystko na nic.
Pierwsza bomba rozpoczęła odliczanie.
10, 9, 8...
- Aaaaaaaaaa!!! Aaaaaaa!!!
TRZASK!!!
- Uciekajcie!!! - Wpadła do pomieszczenia wspomniana przed chwilą ekipa z Zipem na czele. W mgnieniu oka rozkuwali uwięzionych. - Kogo odepniemy, ten niech ucieka na zewnątrz!!!
- Uciekajcie!!! - Wpadła do pomieszczenia wspomniana przed chwilą ekipa z Zipem na czele. W mgnieniu oka rozkuwali uwięzionych. - Kogo odepniemy, ten niech ucieka na zewnątrz!!!
Trent uciekając, porwał w ręce
Churigai leżące na ziemi.
...7, 6...
...7, 6...
- Kurde, już odlicza! - Zip przyklęknął
obok bomby, lecz uśmiechnął się radośnie. - Prościutki mechanizm! Na szczęście
mam w tym sporą wprawę! - Zaczął wprowadzać jakieś kody. Bomba przestała liczyć
czas. - Ha!!! - zawołał Zip triumfalnie. - Zostało mi tylko 9 bombek!
Niestety krzyczał sam do
siebie, bo w pomieszczeniu nie było już nikogo. Wszyscy spieprzali ciemnymi
korytarzami na zewnątrz. Jak na złamanie karku lecieli po schodach, po
zakrętach. Wybiegli w końcu na dwór. Maykel przepuścił wszystkich przed sobą i
upewniwszy się, że jego najbliżsi byli już poza zasięgiem wybuchu, który za
chwilę miał nastąpić, wrócił do budynku.
- Jak idzie?!! - krzyknął do Zipa,
klęczącego na podłodze i majstrującego przy bombie.
- Świetnie, to już ostatnia! -
odkrzyknął, wskazując na najmniejszą bombę, przy której obecnie grzebał. Maykel
nie podzielał jego entuzjazmu.
- Zip... - Rzekł i chwycił go za ramię. - Ale nie zdążysz już jej wyłączyć!!! Zobacz, już rozpoczęło się odliczanie!!!
- Zip... - Rzekł i chwycił go za ramię. - Ale nie zdążysz już jej wyłączyć!!! Zobacz, już rozpoczęło się odliczanie!!!
Rzeczywiście, zegar wskazywał 20 sekund.
- Trudno. Spadaj stąd i się ratuj. Ja zostanę
i spróbuję wyłączyć ją do końca.
- Chyba ci odbiło, jeśli myślisz, że cię tu zostawię!!! - krzyknął Maykel.
- To poświęć się też, pewnie!!! Tyle, że w przeciwieństwie do mnie, ty pozbawisz opieki tę małą i pogrążysz resztę swojej rodziny!!! – wrzeszczał Zip.
Zegar wskazywał 15 sekund.
- Chyba ci odbiło, jeśli myślisz, że cię tu zostawię!!! - krzyknął Maykel.
- To poświęć się też, pewnie!!! Tyle, że w przeciwieństwie do mnie, ty pozbawisz opieki tę małą i pogrążysz resztę swojej rodziny!!! – wrzeszczał Zip.
Zegar wskazywał 15 sekund.
- Nie zamierzam się poświęcać, ty kretynie, tylko ciebie ratować!!! - Maykel chwycił Zipa za szmaty i z całej siły pociągnął w kierunku drzwi.
Teraz już czarnoskóry
nie miał wyboru - stracił cenne sekundy i w chwili obecnej było już pewne, że
bomby nie zdążyłby rozbroić, a gdyby tu został, to niechybnie by zginął. Rzucił
się więc razem z Maykelem do ucieczki. Z tego wszystkiego jeszcze pomylili
korytarze i trafili w ślepy zaułek.
- Kurwa!!! - wrzasnął Zip.
- Kurwa!!! - wrzasnął Zip.
- Kurwa!!! - Jednocześnie zaklął
Maykel.
No, najprawdopodobniej by tu
zginęli, gdyby nie jeszcze jedna dobra dusza, która troszczyła się o nich.
- Co wy tu wyprawiacie do jasnej
cholery?!!! - Przed nimi stanęła Lara. Widziała, jak Maykel wracał do budynku i
zaniepokojona zrobiła to samo. Popatrzyła na nich i pojęła wszystko w jednej
chwili. - Tam jest wyjście, za mną!!! - rozkazała i we trójkę rzucili się w
boczną alejkę. Ułamki sekundy dzieliły ich od wybiegnięcia na zewnątrz.
4, 3, 2....
- Na ziemię!!! - zawyrokował Maykel, gdy
znaleźli się już na dworze. Na siłę pociągnął Larę za rękę, przewracając ją na
trawę, a sam jednocześnie opadł na nią i przykrył własnym ciałem. Obok niego
wylądował Zip.
Nastąpiło wielkie,
ogłuszające BOOM i różnorakie dechy zaczęły fruwać w powietrzu wraz z innymi
kawałkami twardych i nadpalonych przedmiotów. Rozległ się łomot i pośród
trzasków i jęków wyrzucanych w powietrze materiałów, boczna ściana budynku
osunęła się i runęła na glebę, sypiąc kurzem i rozniecając ogień. Zip z
Maykelem dostali ciężką belą przez plecy, a by jeszcze tego było mało, na rękę
Zipa wylądował jakiś betonowy blok, łamiąc mu ją i przygważdżając do ziemi.
Po chwili wszystko
ustało. Tylko w powietrzu unosił się dym razem z duszącym kurzem, a naokoło
leżały odłamki różności. Maykel podniósł się ostrożnie na łokciach. Lara leżała
pod nim z zamkniętymi oczami, wciąż ogłuszona hukiem. Mężczyzna zrzucił z
siebie twardą dechę, którą oberwał na spółkę z Zipem i zaczął rozcierać swój
kark. Po tym dotyku ujrzał, że miał rękę całą we krwi - ostra belka wbiła się
mocno, raniąc ciało prawie do kości. Teraz krew kapała mu z karku po szyi, z
szyi natomiast na całe ciało. Syknął, bo w lewej ręce miał wbity spory kawałek
szkła. Wyciągnął go i natychmiast druga rana zaczęła mu silnie krwawić. Nie
przejął się tym. Obok ocknął się Zip. Krzywiąc się usiłował wstać, ale ręka
wciąż tkwiła mu pod kamiennym blokiem. Maykel zbierając w sobie siły, odsunął
blok i wyswobodził rękę Zipa.
- Dzięki. - Czarnoskóry też się sobą
w ogóle nie przejął, jakby złamana ręka w ogóle mu nie przeszkadzała. Odwrócił
się. - O kuźwa - podsumował.
Dom stał teraz bez bocznej ściany, którą wywaliło w powietrze.
- Pomyśl, ile szkód by było, gdybyś nie rozbroił pozostałych bomb - rzekł Maykel. - My byśmy nie żyli, a z nami połowa mieszkańców.
- To prawda. Ta bombka miała siłę trochę większą od dynamitu, jednak gdybym został w środku, to też bym zginął. - Zip uśmiechnął się do Maykela. - Jestem ci winny życie.
Dom stał teraz bez bocznej ściany, którą wywaliło w powietrze.
- Pomyśl, ile szkód by było, gdybyś nie rozbroił pozostałych bomb - rzekł Maykel. - My byśmy nie żyli, a z nami połowa mieszkańców.
- To prawda. Ta bombka miała siłę trochę większą od dynamitu, jednak gdybym został w środku, to też bym zginął. - Zip uśmiechnął się do Maykela. - Jestem ci winny życie.
- No, to jesteśmy kwita, bo ja tobie
też. Gdybyś nie przyszedł w porę, to nic by nas już nie uratowało.
W tym momencie ocknęła
się Lara. Maykel pomógł jej wstać. Kobieta w tym starciu oberwała najmniej, bo
Maykel ochronił ją swoim ciałem. Teraz mocno ją do siebie przytulił. Lara
oddała mu mocny uścisk,
czując zalewającą ją falę ulgi i nagle... Oprzytomniała. Jak rozwścieczona
lwica odepchnęła Maykela od siebie. Jej oczy ściemniły się z gniewu prawie do
czerni.
- Nie dotykaj mnie!!! - krzyknęła,
wyciągając przed siebie obie ręce, jakby się śmiertelnie bała, że znów ją
dotknie. - I nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj!!!
- Laro...- szepnął Maykel błagalnie.
- Laro...- szepnął Maykel błagalnie.
- Nie miałeś racji wtedy, kiedy
powiedziałeś mi, że jak opowiesz mi całą prawdę, to nie zechcę cię znać!!!
Jakbyś mi wtedy powiedział, wybaczyłabym ci!!! - Kobieta patrzyła na niego z
furią.
- Laro... Ja nie miałem wyboru... - Maykel próbował się wytłumaczyć.
- Tak, akurat!!! Nie wierzę ci, kłamco!!! I już nigdy ci nie uwierzę!!! - Lara wiedziała doskonale, że mężczyzna nie miał wyboru i ona sama najprawdopodobniej też wkopała by kogoś, aby chronić najbliższych. Ale jak już się kłócić, to na maxa. - Teraz cię nienawidzę i właśnie teraz nie chcę cię znać!!! - Lara odwróciła się i zaczęła się oddalać. Wcale tak nie myślała, ale kiedy była wściekła, to nie panowała nad swoim językiem. Za to później zazwyczaj żałowała swoich słów i przez to cierpiała, ale to już inna sprawa.
- Laro... Ja nie miałem wyboru... - Maykel próbował się wytłumaczyć.
- Tak, akurat!!! Nie wierzę ci, kłamco!!! I już nigdy ci nie uwierzę!!! - Lara wiedziała doskonale, że mężczyzna nie miał wyboru i ona sama najprawdopodobniej też wkopała by kogoś, aby chronić najbliższych. Ale jak już się kłócić, to na maxa. - Teraz cię nienawidzę i właśnie teraz nie chcę cię znać!!! - Lara odwróciła się i zaczęła się oddalać. Wcale tak nie myślała, ale kiedy była wściekła, to nie panowała nad swoim językiem. Za to później zazwyczaj żałowała swoich słów i przez to cierpiała, ale to już inna sprawa.
- Laro... - Ponowił próbę ubłagania jej
Maykel i zrobił krok w jej stronę, lecz w tym momencie przybiegł do nich przez zgliszcza
Kurtis.
- Lara!!! - Chwycił Larę w ramiona i mocno przytulił do siebie. - Skarbie, nic ci nie jest? - Pocałował ją w czoło i ciaśniej otoczył ramionami.
- Lara!!! - Chwycił Larę w ramiona i mocno przytulił do siebie. - Skarbie, nic ci nie jest? - Pocałował ją w czoło i ciaśniej otoczył ramionami.
Maykelowi na ten widok
opadły ręce. Gapił się pełny bólu, jak Lara odwzajemniła uścisk Trentowi. Po
chwili, Kurtis ze słowami "chodźmy stąd, skarbie" objął kobietę ręką
i zaczął prowadzić przed siebie. Maykel podjął się ostatniej próby:
- Laro! - Usiłował złapać ją za
nadgarstek, lecz w chwili, gdy to zrobił, jego szyję musnęło ostre kółko i
gdyby mężczyzna nie miał dobrego refleksu i nie odskoczył - to na pewno stałby
tu teraz bez głowy. Kurtis z powrotem chwycił do ręki puszczone przed chwilą
Churigai i wbił w Maykela lodowate spojrzenie.
- Nie waż się jej nawet tknąć! - Dobitnie wycedził słowa. - Nie waż się w ogóle do niej kiedykolwiek zbliżać. - Objął Larę ciaśniej i odeszli, zostawiając osłupiałego Zipa i zdruzgotanego Maykela przed wejściem do rozwalonego budynku.
- Nie waż się jej nawet tknąć! - Dobitnie wycedził słowa. - Nie waż się w ogóle do niej kiedykolwiek zbliżać. - Objął Larę ciaśniej i odeszli, zostawiając osłupiałego Zipa i zdruzgotanego Maykela przed wejściem do rozwalonego budynku.
- Dlaczego tak zrobiła?! - Niedowierzał
Zip. - O co jej chodziło?!!
- Dowiedziała się bolesnej prawdy - odparł Maykel, wciąż za nimi patrząc.
- Daj mu w mordę - doradził ciemnoskóry. - To nieprawdopodobne, aby wybrała jego zamiast ciebie. Przecież z ciebie jest porządny chłop!!!
- Dowiedziała się bolesnej prawdy - odparł Maykel, wciąż za nimi patrząc.
- Daj mu w mordę - doradził ciemnoskóry. - To nieprawdopodobne, aby wybrała jego zamiast ciebie. Przecież z ciebie jest porządny chłop!!!
Maykel nie miał kiedy
podziękować Zipowi za dobre słowa, bo daleko w tle zamajaczyły mu sylwetki jego
ekipy, więc rzucił się do nich i porwał Amelkę w ramiona. Tulił ją do siebie,
dopóki się nie uspokoiła. Wycieńczona, zasnęła mu na ręku. Wtedy mężczyzna
uścisnął jednym ramieniem każdego ze swojej ekipy, sprawdzając czy wszyscy byli
cali. Najdłużej tuliła się do niego zapłakana, drżąca Cornelia.
- Zip… - Czarnowłosy kołysał malutką na ramieniu. - Widzę, że masz tu auto, mogę położyć do środka śpiącą Amelkę?
- Zip… - Czarnowłosy kołysał malutką na ramieniu. - Widzę, że masz tu auto, mogę położyć do środka śpiącą Amelkę?
- Pewnie, daj mi ją, ja ją położę. -
Zip wziął śpiące dziecko z rąk Maykela,
nie zważając na swoją złamaną.
- Dzięki - Maykel oddalił się,
próbując z resztą grupy dojść do ładu, pozbierać się, otrząsnąć i zastanowić co
dalej.
CDN
Rozdział dedykuję Gosi10, bo czekała niecierpliwie na Zipa w akcji;-** (Gośka, przepisywałam ten rozdział dzisiaj jeszcze szybciej niż zawsze, specjalnie dla Ciebie, abyś już nie musiała tyle czekać xD)
Rozdział dedykuję Gosi10, bo czekała niecierpliwie na Zipa w akcji;-** (Gośka, przepisywałam ten rozdział dzisiaj jeszcze szybciej niż zawsze, specjalnie dla Ciebie, abyś już nie musiała tyle czekać xD)
~Lilka11
OdpowiedzUsuńWysłany 24.08.2010 o 00:16
nie było mnie 3 dni a już taakie zaległości miałam w czytaniu ^^ Bardzo słusznie że Zip wkracza do akcji Niech sie też trochę chłopak namęczy, nie można wiecznie siedzieć w domu przed komputerem, a tak to sie na coś przydał xDDA tak na powaznie teraz. Pomysł z bombą, która nie została rozbrojona genialny przeważnie jest tak, że w ostatniej sekundzie nagle ktoś dostaje olśnienia, przecina zielony kabelek i bomba jest rozbrojona. A tutaj zupełnie inna bajka, są ranni, jest napięcie, jest adrenalina. I tak ma być, nic dodać nic ująć Pozdrawiam.!
~gosia10
OdpowiedzUsuńWysłany 23.08.2010 o 21:34
Kurcze… Myślałam że będzie dzisiaj 26 rozdział… Ehhh czasem trzeba poczekać;)
~gosia10
OdpowiedzUsuńWysłany 22.08.2010 o 22:39
1.Heh ależ ślicznie dziękuję za dedykację i doceniam to, że musiałaś nadwyrężać dla mnie palce aby przepisać ten interesujący rozdział:-** 2.Kurde nie mogę dodać komentarza do 24 rozdziału!;P Jakieś zaparcie ma ten porypany Onet czy co? xD3.Chyba łatwiej będzie mi pisać komentarze w punktach.. Tak jakoś;P Akcja:1. NIE MA TO JAK ZIPERSKI W AKCJI!!!:)2.Szkoda, że ten zboczeniec-psychopata uciekł…(nie stały w uczuciach… pff… jakbym normalnie kolegi wypowiedź czytała xD)3.Ale zajebiście się Lara wkurzyła na Maykela… Ciekawe czy się zeswatają jeszcze 4.A Kurtis to świnia! Jakoś bardziej polubiłam Maykela…xD5. Zawsze uważałam Zipa za lenia, tchórza i taką ciotę a tu takie olśnienie xD… Teraz wiem, że jest mężczyzną..;] CZEKAM Z NIECIERPLIWOŚCIĄ NA 26 ROZDZIAŁ TEGOŻ OPOWIADANIA ;-]