sobota, 6 lipca 2013

Rozdział 27 - Niespodziewany obrót akcji

- Mówiłem ci już, że ekipa się dawno zwinęła i pojechała, no Lara, miej żesz rozum. - Zip stał oparty o betonowy murek i ściskał swoją złamaną rękę. - Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
 Lara stała wśród rozwalonego budynku i rozglądała się po zgliszczach, jakby czegoś wypatrując, szukając. Cała trzęsła się z zimna, a niezdezynfekowana rana na piersi piekła i powodowała pulsowanie całego ciała.
- Nie odejdę - odparła zdecydowanie.
- Aha, będziesz stała tutaj do nocy i patrzyła na rozwalone gruzy, aha, spoko - szydził Zip. - Mówię ci, że oni już dawno stąd pojechali, co mieli tu robić?! – kłamał celowo, doskonale wiedząc, że poszukiwana przez Larę ekipa była tuż za rogiem i dopiero szykowała się do odjazdu.

Kobieta odwróciła się do niego. Straciła dużo krwi i była bardzo blada.
- Zip, ale czy oni wszyscy byli cali? Dobrze się czuli? - pytała zaniepokojona.
- Nie, bardzo źle z nimi, co ty sobie myślałaś? - Dalej kłamał czarnoskóry, chcąc dać Larze odpowiednią nauczkę. Niech zrozumie swój błąd,  jakim było impulsywne gadanie i działanie. - A szczególnie z Maykelem było kiepsko… - Dopełnił więc dzieła, z satysfakcją patrząc, jak Lara z przestrachem wytrzeszczyła oczy.
 - Co z nim? - zapytała bez tchu.
- A no wiesz... - Zip wziął głęboki wdech. - Bardzo mocno był ranny i w ogóle…
- Jak ranny?! Co ranny?! Co ty chrzanisz, Zip?! Jak z nim gadałam, to wcale nie był ranny!
- „Gadałam” powiadasz?! - Ciemnoskóry też podniósł głos. - O ile te wrzaski nazywasz rozmową, to podczas jej trwania w ogóle nie zwracałaś uwagi na stan jego zdrowia, tylko wykrzykiwałaś te swoje "nienawidzę cię" albo "nie chcę cię znać"! Więc gówno całe wiesz, bo cię jego zdrowie w ogóle nie obchodziło!
Lara stanęła zdezorientowana: od kiedy Zip się zwracał do niej tym tonem?
- Wiesz co? Zamknij się lepiej. - Doradziła i z powrotem zajęła się buszowaniem wśród gruzów.
 - Święci Mocni! - Zip wkurzył się jeszcze bardziej, widząc to. - Kuźwa, w tej chwili wsiadaj do auta i zostaw te odłamy!!!
 - Bo co mi zrobisz? - Chciała wiedzieć Lara.
 - Bo zaraz tam mogę podejść!
 - To chodź - powiedziała kobieta zaczepnie.
 - Kuźwa! - Zip podleciał do Lary i chwycił ją w talii. Lara nie spodziewała się, że mężczyzna przyjmie jednak zaproszenie podejścia do niej.
- Zip, kuźwa mać, oczadziałeś?!! Na łeb ci coś siadło?!! Puść mnie!!!
- Mówię ci, że wracamy do domu!!! Noż kuźwa, nie masz jeszcze dosyć po całym dniu wrażeń?! Stoisz tu już od dwóch godzin i patrzysz na gruzy, szlag wie po co! Już mam dosyć tego bezsensu! Boli mnie ręka i jestem padnięty, więc bądź tak miła to zrozumieć, skoro sama nie masz jeszcze dość!!!
- Ale ja ci wcale nie każę tutaj sterczeć!!! - oznajmiła Lara wielką nowinę.
- Ach tak?!!
- Tak, dokładnie!!! Wypierdalaj za bramę!!! - To mówiąc, kobieta na siłę odwróciła Zipa za szmaty i popchnęła, nie panując nad nerwami. - I lepiej mnie nie wkurwiaj! - Przestrzegła go na ostatku.
Zip posłusznie zaczął podążać w stronę bramy, ale nie mógł się opanować i odwrócił się z uroczym uśmieszkiem:
 - Ale ładnym słownikiem operujesz! – pochwalił, kiwając głową z uznaniem.- Jak na hrabinę, to rzeczywiście piękne słownictwo! Ciekawe skąd u ciebie takie podwórkowe teksty, co? Chyba ten prostak Kurtis cię tak nauczył!
Lara zrobiła taki ruch, jakby chciała podbiec do Zipa i mu przywalić, więc ten przestraszony wychrzanił za bramę i zniknął jej z oczu. Lara westchnęła głęboko, chodząc w tę i z powrotem. Nie wiedziała dlaczego, ale coś mówiło jej, aby tu została.
Nagle jej uwagę przykuła ruda plama, leżąca wśród stosu desek.
- Jenna... - Kobieta podeszła i odsunęła od ciała psa dechy. - Tak mi przykro Jenna... - Klęknęła i pogłaskała psa po jej niegdyś pięknym, puchatym futerku, a obecnie zwęglonym i poplątanym. Zatrzymała rękę na białej łacie, jaką husky miał na brzuchu. I w tym momencie, kobieta zamarła i mocniej docisnęła swoją rękę. Pod dłonią czuła niepewne, słabe, ledwo wyczuwalne... Bicie serca.
- Zip!!! - Zerwała się na równe nogi. - Zip!!!
- Co jest? - Zip pokazał się przed bramą, wciąż obrażony.
 - Gdzie jest ta twoja ekipa?!!!
 - Paru ludzi jest tu, a bo co?!
 - Dawaj tu kogoś do cholery!!! Szybko!!!
        Zip zaniepokojony zawołał jacyś ludzi i jeden z nich podbiegł do Lary i popatrzył na nią pytająco. Kobieta pochyliła się i podniosła zakrwawione zwierzę na ręce, a następnie wręczyła temu mężczyźnie rudy kłębek futra.
- Co pani wyprawia?!! - oburzył się ten facet, stojąc z psem na ręku. - Po co mi ten zdechły kundel?!!
- On nie jest zdechły! Słuchaj pan, masz ją pan zawieźć do jakiejś                kliniki, jasne?! Zapłacę panu... - Tu Lara wymieniła jakąś kolosalną  kwotę, a oczy tego faceta otworzyły się znacznie szerzej z wrażenia. - Ale musi ją pan dowieźć na miejsce!!!
 - Już się robi - Gość opatulił Jennę ramionami.
 - Niech pan powie lekarzowi, że za operację zapłacę mu potrójną stawką, niech rachunek prześlą mi! I niech za wszelką cenę ratują tego psa! Jasne?
- Jak słońce - odpowiedział mężczyzna i odbiegł z psem na rękach.
Larę ogarnęła dziwna duma. Bijące serce Jenny, które usłyszała przed chwilą i myśl o tym, że być może udało jej się uratować życie tej żywej istocie, podniosła ją na duchu. A najważniejsze, że było to zwierzątko małej Amelki, córeczki Maykela. Na pewno się bardzo ucieszy, tak płakała, gdy Marc postrzelił Jennę. Maykel też ją lubił. Uszczęśliwi zatem ich oboje. Lara wzięła to za dobry znak. Kto wie, może wszystko łącznie z jej życiem się ułoży? Kobieta uśmiechnęła się i odwróciła plecami, nie patrząc na bramę.
A szkoda, bo w owej bramie stał we własnej osobie Maykel Rouglas.
- Dobrze, że jesteś, już chciałem cię wołać - szepnął mu Zip.
 - A więc tutaj wróciła... - Niedowierzał Maykel.
 - Wróciła, aby tylko ciebie odnaleźć.
- Wątpię. - Maykel włożył ręce do kieszeni. - Powiedziała mi, co o mnie myśli.

W tym momencie stała się rzecz, której nikt nigdy by się w owej chwili nie spodziewał. Mianowicie, podleciał do nich z wielkim hukiem helikopter, a z jego środka wychyliła się mordercza twarz Marca. Helikopter zawisł w powietrzu bardzo nisko, tak, że wyraźnie słychać słowa osoby z niego się wychylającej.
- A więc żyje pan, panie Maykel! - krzyknął Marc. Lara odwróciła się raptownie i teraz dopiero dostrzegła Maykela w bramie. - No cóż, przyznam, że nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy! - wołał dalej Marc, śmiejąc się nienawistnie. - Mam dla pana propozycję: może zapomnimy o całej sprawie?! Ja mam sztylet, a pan ma córcię! Pozostaje tu tylko jeden problem - ona!!! - Marc wskazał na Larę. - Więc jestem za tym, aby zlikwidować przyczynę tych naszych wszystkich nieszczęść i tego całego zajścia!!! Tak będzie najlepiej dla wszystkich!!! - I nim Maykel zdążył zrozumieć, o co chodziło Marcowi, ten wyciągnął broń i wystrzelił do Lary.

Następne zdarzenia przypominały przesuwanie się klatek filmowych: Marc z diabelnym śmiechem wzniósł się ku górze, przerażeni ludzie podnieśli krzyk, a Lara trzymając się rękami za mostek upadła na ziemię  z wyrazem zaskoczenia na twarzy.
- Nie pozwólcie mu uciec!!! - zawołał ktoś, kogo Maykel w owej chwili nie był w stanie rozpoznać. - Namierzajcie go!!! - I seria pocisków została wystrzelona w powietrze. - Za nim, dopadniemy go!!! - Kolejne strzały wyleciały ku górze.
        Maykel nie był świadomy tego, co działo się wokół niego. Przed oczami miał tylko jeden obraz: tam w oddali, wśród rozwalonych części budynku, leżała Lara. Kobieta, której nie zdążył powiedzieć, jak bardzo ją kochał. Maykel czując jakby miał nogi zalane betonem, skierował się do niej. Im więcej się zbliżał, tym było z nim coraz gorzej: widok jej zakrwawionego ciała sparaliżował go od stóp do głów - mężczyzna opadł na kolana obok niej, całkowicie bezsilny. Chciał krzyczeć, wołać ją po imieniu, udzielić jej pomocy - ale nie mógł. Ból sparaliżował go całego, nie był w stanie nawet wyciągnąć do niej ręki. Patrzył na nią zamglonymi oczami czując, ze powoli tracił świadomość.
A ona leżąc, spoglądała w niebo... Mrugała oczami, podążała nimi za przesuwającymi się chmurami. Nie odczuwała już żadnych bodźców z otoczenia, nie słyszała ani nie widziała niczego koło siebie. Po chwili wszystko w niej zamarło: oczy zamknęły się, ręce przyciskające ranę rozluźniły, a głowa opadła na bok. Jej ciało stało się bezsilne i kompletnie bezwładne.

Maykel wciąż klęczał obok niej, nie będąc w stanie czegokolwiek zrobić, pomimo, że tak bardzo chciał krzyczeć z rozpaczy. Marc odebrał mu już drugą kobietę, na której tak bardzo mu zależało. Mężczyzna wciąż patrzył na twarz Lary, jakby w nadziei, że ta za chwilę otworzy oczy, uśmiechnie się i wypowie jego imię. Nadzieja ta była złudna.
Lara Croft nie poruszyła się już więcej.

CDN


2 komentarze:

  1. Wysłany 25.08.2010 o 11:09 | W odpowiedzi na ~gosia10.

    Oczywiście masz się spodziewać kolejnego rozdziału, nie ma bata nie chce abyście płakali czytając takie smuty;-) Zaraz będzie odrobinę weselej;-* Miłego czytania i dziękuję ślicznie za te komentarze i miłe słówka;-*

    OdpowiedzUsuń
  2. ~gosia10
    Wysłany 24.08.2010 o 22:35

    Patrząc po CDN. mam się spodziewać kontynuacji czy też po prostu kolejnego rozdziału?;)Mam nadzieję że pojawi się coś jeszcze bo przykro by mi się zrobiło…Ale debil z Marc’a.. Świnia, kretyn itp. Ale gdyby Lara tam nie poszła tylko została u Kurta w chałupie to by nie oberwała chociaż Jenna by nie żyła. Oba rozwiązania tragiczne;(Czekam na Next;)))

    OdpowiedzUsuń