Nazajutrz, wcześnie rano zadzwoniła Lary komórka.
- Cześć,
Maykel. - Kobieta przyłożyła słuchawkę do ucha i odgarnęła włosy z twarzy.
Panowała nad tonacją własnego głosu, aby nie wydawał się zbytnio wesoły, bo
Maykel gotów był pomyśleć, że ucieszyła się, iż zadzwonił.
- Cześć –
odpowiedział i zaśmiał się lekko, jak to było w jego zwyczaju. - Co ja słyszę, taki
rozbudzony głos? Nie śpisz już? – zagadnął. –
Myślałem, że cię obudzę…
- A no
nie, ale widzę, że nie tylko ja mam kłopoty ze spaniem. Stało się coś, że
dzwonisz tak wcześnie?
- Hm,
powiedzmy. Mianowicie mam dla ciebie dobre wieści w kwestii naszej pracy. I
chciałbym, abyśmy się spotkali.
-
Świetnie, bo ja też chcę ci coś oznajmić o pracy – poinformowała Lara, tonem wypranym z wszelkich
uczuć. – Więc, gdzie się widzimy?
- Na
mieście, koło poczty. Obiecałem odebrać przesyłkę dla Cornelii. Wiesz, gdzie
jest poczta w Surrey?
To chyba
miał być żart.
-
Oczywiście, że wiem – burknęła Lara, oburzona, że chyba Rouglas robił z niej idiotkę. Mieszkała w Surrey od
urodzenia, dobrze o tym wiedział. Miała nie wiedzieć, gdzie znajdowała się
cholerna poczta?
-Tylko weź
od razu rzeczy ze sobą. Wątpię, byś już dzisiaj wróciła do domu.
- No, dobra, wezmę. Za pół godziny powinnam być.
- No, dobra, wezmę. Za pół godziny powinnam być.
- Okey,
będę na ciebie czekał.
Lara szybko wstała i wrzuciła komórkę do plecaka. Obudziła się dzisiaj
wcześnie tylko po to, by znaleźć jakieś informacje o Xianie, wczoraj nie miała
na to siły.
Szczerze mówiąc, już od dawna wiedziała, gdzie należało go szukać i w czyich może być rękach. Robota wydawała
się prosta. Trzy lata temu zmierzyła się już mafią pragnącą zgładzić świat
przez posiadanie mocy smoka. Teraz, to tylko powtórka z rozgrywki. Nie powinni
jej niczym zaskoczyć.
Szybko wzięła prysznic, ubrała się w wygodne ciuchy i z bagażami wyszła
na zewnątrz. Sprawdziła, czy ma odpowiednią ilość amunicji, wsiadła w auto i już
jej nie było. Swoim śpiącym domownikom zostawiła kartkę. Będą dzwonić, jak coś
ich zaniepokoi.
Problemem był tu tylko Rouglas. Lara uparła się, że chce pracować sama i
będzie pracowała sama. Uświadomi to dzisiaj temu facetowi, aby nie miał potem
zarzutów. Nie życzy sobie w pracy towarzystwa.
Dojechała przed budynek poczty. Maykel już na nią czekał. Wyszedł ze
swojego czarnego Volvo i spokojnie stał, czekając, aż Lara zamknie swoje auto i
podejdzie do niego.
- Cześć. - Podał jej przyjaźnie rękę na powitanie.
Lubiła ten
rodzaj przywitania. Mało osób, zwłaszcza mężczyzn w męskim towarzystwie,
podawało również ręce kobietom. Ukryła w sobie zadowolenie, bo miała nie być
dzisiaj przyjemna. Tak postanowiła.
- Cześć –
odpowiedziała chłodno, kompletnie nie reagując na zabójczy uśmiech Maykela,
wysłany w jej kierunku.
Mężczyzna
raptownie otworzył bagażnik, aż odskoczyła. Ponownie obdarzył ją uśmiechem.
-
Zmieszczą się tu twoje rzeczy? - zagadnął słodko.
- Powinny
- oceniła Lara i wyjęła swoje bagaże. Maykel pomógł jej przepakować się do
siebie.
-
Chciałbym, abyśmy pogadali u mnie w domu - oznajmił.
- No, dobrze. - Lara wsiadła do samochodu i ruszyli przed siebie.
- No, dobrze. - Lara wsiadła do samochodu i ruszyli przed siebie.
Maykel zauważył, że dziś Lara nie miała humoru. "Wstało się lewą
nóżką, damulko?" - myślał. Zauważył też, że była bez makijażu. Troszkę go
to wybiło z rytmu.
Kobiety z makijażem uważał zawsze za łatwe do zdobycia. Ta tutaj nie była
więc łatwa, to pewne. Nie wiedział, jak miał z nią rozmawiać. Emanowała z niej
siła i energia, dzisiaj była jeszcze mniej kobieca niż ostatnio.
` Maykel chciał w samochodzie zacząć luźny
tok rozmowy, aby dowiedzieć się czegoś o życiu kobiety, jej rodzinie,
kłopotach, lecz ta wyprzedziła go, zaczynając rozmowę od razu o pracy.
-
Znalazłam potrzebne mi informacje. - mówiła teraz. - Moim celem wyprawy będą
Chiny - poinformowała mężczyznę, wbijając w niego poważne, głębokie i lekko
rozzłoszczone spojrzenie.
Odwzajemnił to spojrzenie, odrywając na chwilkę wzrok od asfaltu, po czym odwrócił się i skręcił w
lewo. Sięgnął ręką do lusterka, by ustawić je tak , aby mieć dobry widok na
kobietę siedzącą obok.
- Lubisz
pracować sama? - zapytał towarzyszkę, zerkając na nią w lusterko.
- Bardzo - wycedziła Lara dobitnie, przez zęby.
- Bardzo - wycedziła Lara dobitnie, przez zęby.
Mężczyzna zrozumiał przesłanie - kobieta nie życzyła sobie jego obecności
w trakcie poszukiwań. Zachciało mu się śmiać. „Oj, ma hrabina pecha.” – myślał,
– „Nie wie, że muszę ją mieć na oku.”
Czy to, że podejrzewała go o przyłączenie się do niej, zresztą słusznie,
było powodem jej dzisiejszego rozdrażnienia? Była cały czas przesadnie poważna
i sztywna, jakby siedział w aucie z kamiennym posągiem.
Nie odwzajemniła mu ani jednego, przelotnego uśmiechu. Wczoraj
przynajmniej się do niego uśmiechnęła. I to parę razy. Pamiętał nawet, w jakiej
sytuacji.
Stłumił chichot, bo bawiła go teraz ta napięta sytuacja. Czuł, że Lara
chciała utworzyć w jego samochodzie aurę poważnego nastroju. Nie uda jej się
to. Nie lubił poważnej rozmowy. Poważny, to musiał być w pracy. Na co dzień,
nie miał zamiaru brać przykładu z Croft i stać się sztywniakiem. Chciało mu się
śmiać, co było najgorsze, bo wiedział, że kobieta mogłaby się obrazić. Ta
bardzo poważna dama o zaciśniętych ustach, jakby w każdej chwili gotowa do
ataku. Co ona sobie myślała? Że za chwile wyciągnie broń albo wywiezie ją
gdzieś do lasu? Po co ta powaga?
- Wiesz co... - zaczął, uśmiechając się delikatnie i lekko na nią zerkając. - Chyba masz pecha. Bo ja także wybieram się ze swoją misją do Chin. - Ponownie spojrzał na kobietę, czekając na jej reakcję. - Fajnie, że chcesz być sama, ale to raczej ci się nie uda. Prędzej czy później i tak się spotkamy.
- Wiesz co... - zaczął, uśmiechając się delikatnie i lekko na nią zerkając. - Chyba masz pecha. Bo ja także wybieram się ze swoją misją do Chin. - Ponownie spojrzał na kobietę, czekając na jej reakcję. - Fajnie, że chcesz być sama, ale to raczej ci się nie uda. Prędzej czy później i tak się spotkamy.
Chwila
głębokiej ciszy. Pożałował, że nie włączył radia dla rozładowania napięcia i
krępującej ciszy.
- Aż tak bardzo
nad tym ubolewasz? – zapytał w końcu z kpiną w głosie.
Oburzony
wzrok Lary i jej nad wyraz przesadnie poważna mina, podziałała na mężczyznę jak
czerwona płachta na byka.
Maykel wybuchnął śmiechem na cały głos, nie mogąc już wytrzymać tej
atmosfery. Oderwał od kierownicy lewą rękę i zasłonił nią swoje usta, starając się opanować.
Lara
patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, jakby był jakimś psychopatą.
-
Przepraszam. – wydusił, wciąż się śmiejąc, - Ale bawi mnie ta cała sytuacja. -
Zrobił ruch ręką, wskazując siebie i Larę. - Jesteś taka... - Tu Maykel chciał
powiedzieć "taka sztywna, że aż mnie to bawi". - Taka bardzo poważna.
– Dokończył. - A ja rzadko kiedy prowadzę aż tak sztywniackie rozmowy. Nie
liczymy tutaj pracy, bo praca to co innego. Nie widzę jednak powodu, dla
którego dzisiaj miałabyś się nie uśmiechnąć.
Lara
westchnęła i skrzyżowała ręce na piersiach.
-
Pracujesz w FBI… w dziale zabójstw? – Chciała się upewnić, dalej patrząc na
niego z przyganą.
- Tak - potwierdził.
Uniosła
wysoko brwi, udając zdziwienie.
- A ja myślałam,
że w cyrku – odparła. – Bardziej byś się tam nadawał. – Dodała, tonem znawcy.
Maykel
zajarzył sarkastyczny żarcik razem z aluzją w nim zawartą.
- Marny dowcip – skwitował, uśmiechając się uroczo. - Ale doceniam, że się starasz.
- Marny dowcip – skwitował, uśmiechając się uroczo. - Ale doceniam, że się starasz.
Postanowił
nie być jej dłużny.
-
Pracujesz w archeologii? - spytał po chwili.
Lara
łypnęła na niego groźnie, doradzając mu wyrazem twarzy nie igrać z ogniem. Ale
Maykel się nie wystraszył:
- A
myślałem, że w zakładzie pogrzebowym – odparł, udając zaskoczonego.
Lara wbiła wzrok w przednią szybę, czując, że chyba na za dużo sobie
pozwolił i powinna się w tym momencie obrazić. Jednak, usta same wykrzywiły jej
się w uśmiechu.
- Boże...
- Wybuchnęła śmiechem, podpierając czoło ręką i usiłując się uspokoić. Ale
jakoś nie mogła powrócić do dawnej, poważnej miny. Przygryzła wargi, starając
się opanować, ale ten mężczyzna najbezczelniej na świecie zmusił ją do śmiechu.
Rzadko komu się to udawało. Nie lubiła się śmiać. - Boże... z kim ja pracuję? – westchnęła, odrzucając
głowę do tyłu i wznosząc oczy ku górze.
Maykel
chciał coś powiedzieć, ale ona uciszyła go ręką:
- Zamknij
się, Rouglas – rozkazała. - Będziesz pierwszym mężczyzną, któremu to powiem
po dziesięciu minutach pracy: nie chcę cię słyszeć.
- O. - Maykel ucieszył się z bycia wyjątkiem. - A zwykle, po ile minutach im to mówiłaś? – zagadnął.
- O. - Maykel ucieszył się z bycia wyjątkiem. - A zwykle, po ile minutach im to mówiłaś? – zagadnął.
- Zwykle
po jedenastu - odparła i obydwoje zaczęli się śmiać.
Dojechali w końcu na miejsce.
Dojechali w końcu na miejsce.
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz